Narzędzia:
Posiedzenie Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą (nr 47) w dniu 17-10-2017
Uwaga! Zapis stenograficzny jest tekstem nieautoryzowanym

Zapis stenograficzny

– posiedzenie Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą (47.)

w dniu 17 października 2017 r.

Porządek obrad:

1. Sprawozdanie senator Janiny Sagatowskiej z uroczystego przekazania wyprawek szkolnych uczniom klas pierwszych szkół polskich na Litwie.

2. Sprawozdanie senator Barbary Borys-Damięckiej z udziału w finale VI edycji konkursu recytatorskiego „Wierszowisko” w Londynie.

3. Sprawozdanie senatora Artura Warzochy, senatora Macieja Łuczaka, senator Anny Marii Anders i senatora Jana Marii Jackowskiego z udziału w „Dniach Polaków Kazachstanu” podczas wizyty wicemarszałek Senatu Marii Koc wraz z delegacją w Kazachstanie.

4. Sprawozdanie senatora Artura Warzochy i senatora Jana Marii Jackowskiego z udziału w uroczystości koronacji ikony Matki Boskiej Częstochowskiej oraz ze spotkań z młodzieżą podczas wizyty marszałka Senatu wraz z delegacją w Budapeszcie.

5. Sprawozdanie senatora Artura Warzochy z udziału w naradzie organizacji polonijnych Charkowskiego Okręgu Konsularnego w Berdiańsku na Ukrainie.

6. Sprawozdanie senatora Macieja Łuczaka oraz senatora Ryszarda Bonisławskiego z udziału w XIX Dniach Polskich w Suczawie oraz w dożynkach w Nowym Sołońcu w Rumunii.

7. Sprawozdanie senatora Andrzeja Pająka z udziału w uroczystości konsekracji kościoła Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Dowbyszu na Ukrainie oraz z udziału w 70. Międzynarodowych Spotkaniach Folklorystycznych „Gorolski Święto” w Jabłonkowie w Republice Czeskiej.

8. Sprawy różne.

(Początek posiedzenia o godzinie 13 minut 05)

(Posiedzeniu przewodniczy przewodnicząca Janina Sagatowska)

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Witam Wysoką Komisję, witam nasze Biuro Polonijne. Dyrektor Seroczyński jest z nami, ale wyszedł na chwilę. Witam panią senator, panią minister, która, jak zawsze, jest z nami.

(Rozmowy na sali)

Tak że jak zawsze jesteśmy… Nasza komisja żyje tymi sprawami. Na wstępie, rozpoczynając, chcę powiedzieć, że, jak pewnie zauważyliście… Dzisiaj będziemy mieć część tych sprawozdań. Jest tak ich tak dużo, że chyba nie zdążymy dzisiaj ze wszystkim, bo salę mamy na 2 godziny. Dzisiaj będzie część sprawozdań z wyjazdów do różnych środowisk polskich i polonijnych, a na następnym posiedzeniu wysłuchamy reszty.

W tym miejscu chciałabym podziękować senatorom za wielkie zaangażowanie. Ja się cieszę, że państwo senatorowie żyją sprawami ludzi, do których są delegowani czy których przyjmują. Jest to olbrzymia radość, a jeszcze większa wtedy, kiedy państwo chcą się tym dzielić, opowiadać, co zobaczyliście w tych różnych środowiskach polskich. Cieszymy się, że nie zamykacie tego… tylko chcecie to przekazać światu, także polonijnemu. Jak wiecie, nasze obrady są transmitowane i każdy może zobaczyć, usłyszeć, w jaki sposób pracujemy na rzecz szerzenia kultury, tradycji, języka polskiego na świecie. Za to bardzo, bardzo serdecznie dziękuję. To taki mój wstęp. Jestem bardzo zobowiązana… I stąd taka a nie inna tematyka. Chodzi o to, żeby po prostu podzielić się swoimi doznaniami, opowiedzieć o tym bogactwie, którym nas środowiska polonijne karmią, bo to tak trzeba powiedzieć. Ja zresztą zawsze się tak czuję, jak…

Tak że otwieram kolejne posiedzenie Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą.

Dziękuję za przybycie. Porządek dzisiejszego posiedzenia, który mamy w załączeniu, obejmuje zapoznanie się ze sprawozdaniami państwa senatorów z wyjazdów do środowisk na Litwie, w Londynie, w Kazachstanie, w Budapeszcie, na Ukrainie, w Rumunii, w Republice Czeskiej. W kolejce czekają kolejne sprawozdania, chyba że czas nam dzisiaj pozwoli – może państwo senatorowie będą szybko sprawozdawać – i uda się… Każdy z nas może coś opowiedzieć o kolejnych, niewymienionych tutaj wizytach w środowiskach polonijnych.

Nie ma uwag co do porządku, jak widzę. Ewentualnie w sprawach różnych, bo mamy taki punkt, można będzie… Uznaję, że porządek obrad naszego dzisiejszego posiedzenia został przyjęty.

Bez zbędnej zwłoki – dzisiaj jest dużo posiedzeń różnych komisji – przystępujemy do realizacji naszego programu.

Punkt 1. porządku obrad: sprawozdanie senator Janiny Sagatowskiej z uroczystego przekazania wyprawek szkolnych uczniom klas pierwszych szkół polskich na Litwie

W pierwszym punkcie… Udzielę sobie głosu i postaram się mówić krótko, żebyśmy się zmieścili w czasie i żeby państwo mogli zabrać głos. Ja mam przyjemność, zaszczyt złożyć krótkie sprawozdanie z przekazania wyprawek szkolnych uczniom klas pierwszych szkół polskich na Litwie. Ten program decyzją naszej komisji, później Senatu, jak dzieliliśmy środki, na ten rok został przyjęty i cieszy się niesamowitym… Jest on realizowany przez Fundację „Pomoc Polakom na Wschodzie” i cieszy się olbrzymim uznaniem środowiska na Litwie. Bo na Litwie jest realizowany ten program – w Wilnie, w obwodzie wileńskim, i w Solecznikach. Jak wiecie, w Solecznikach to prawie sami Polacy mieszkają, tam jest ponad 90% społeczności polskiej.

Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie” przygotowuje bardzo bogatą tę wyprawkę. Każdy z uczniów pierwszych klas dostaje… Takie malutkie te berbecie, że tak powiem, a ten tornister taki ciężki. Fundacja przygotowuje różne… Jak widzicie państwo na tym zdjęciu, nasza delegacja… To jest nowa pani ambasador w Wilnie. Pan wiceminister spraw zagranicznych Dziedziczak, harcerze… To są takie tornistry, jak tutaj widać. Każde dziecko dostało taki tornister. One są ciężkie, bo są wypełnione. Jak te dzieci były drobniutkie, to musiałam… Jak podszedł do mnie po tornister jeden taki szkrab, to musiałam go przytrzymać, bo on się ugiął i razem z tym tornistrem by się przewrócił. Tam są różne przybory szkolne i inne… Rodzice, jak odbierali dzieci i brali te tornistry do ręki, to mówili, że nie sądzili, że aż tak… Myśleli, że to będzie jakiś taki zwykły tornister. Nie mogli uwierzyć, że my, państwo polskie, Senat, taką obfitą wyprawkę przygotowujemy.

W sumie ponad tysiąc tornistrów wręczyliśmy, ponad tysiąc uczniów pierwszych klas było objęte tą wyprawką. Uważam, że takie rzeczy trzeba robić. To, co… Pan dyrektor wie, bo uzupełniliśmy już… To się spotkało z takim dobrym przyjęciem, że pojawiło się oczekiwanie na taki bon dla maturzysty. Myśmy tak zrobili, że w tym roku z rezerwy pana marszałka… Było posiedzenie prezydium i postanowiono, że maturzyści z tego rejonu dostaną taki bon, 50 euro. To może nie jest dużo, ale ma wielkie znaczenie, bo to jest motywacja do uczenia się, chodzenia do polskich szkół. Rodzice… My w ten sposób promujemy polską szkołę. Wiemy, że polskie szkoły konkurują z litewskimi. Rząd litewski robi wszystko, na głowie staje, aby uatrakcyjnić swoje szkoły poprzez dobre ich wyposażenie itp. No, w różny sposób rodziców i dzieci przyciąga, żeby odciągać ich od polskich szkół. My, żeby chociaż po części sprostać tej konkurencji… Nie mówiąc o tym, że trafiamy – wiecie, jaki jest na Litwie ten patriotyzm – na podatny grunt patriotyzmu. Oni chcą… Ta nasza pomoc to jest taka iskierka w ognisku. Oni to czują i mówią tak: my wiemy, że państwo polskie nas nie zostawia; my będziemy posyłać dzieci do polskich szkół, bo jesteście z nami, bo się rozwija harcerstwo, bo władze… Jak wiemy, w rejonie wileńskim merem jest pani Maria Rekść, a merem rejonu solecznickiego jest pan Palewicz. Dzięki nim ta polskość może rozkwitać, ale ją trzeba na wszelkie sposoby podtrzymywać.

„Macierz Szkolna” na Litwie. Można powiedzieć, że inni mogą się na nich wzorować. Te polskie macierze, gdziekolwiek jesteśmy… Koledzy za chwilę będą nam opowiadać, bo z różnych miejsc wrócili. Pan przewodniczący Łuczak był w Brukseli, ja byłam w Dublinie. Będziemy opowiadać o jubileuszu tamtejszej macierzy szkolnej. Polska macierz szkolna w różnych państwach spełnia niesamowitą rolą w krzewieniu języka polskiego, kultury polskiej, patriotyzmu. Dzięki temu jest rozkwit… Ja mogę powiedzieć, że to, co się teraz dzieje, to jest wielki entuzjazm, rozkwit… Ale i wielkie oczekiwanie w stosunku do nas.

Proszę zobaczyć, jakie to robi wrażenie, jak się wchodzi na salę i widzi się te plecaki… To była sobota. Mogli przychodzić… Sala szczelnie wypełniona przez rodziców i dzieci. Ich to mobilizuje do śpiewania polskich pieśni patriotyczno-religijnych i innych. To jest piękne przygotowanie młodzieży do nauki w średnich szkołach, które my chcemy wzmocnić tym bonem dla maturzysty. To był taki nasz eksperyment, to poszło i jest wielkie oczekiwanie… Być może rozszerzymy to np. o Białoruś, gdzie te macierze szkolne też działają, czy w ogóle o Wschód. Wiemy, jaka sytuacja jest na Białorusi. O, to jest pan Kwiatkowski Józef, prezes „Macierzy Szkolnej” na Litwie. Pani przewodnicząca wróciła niedawno… Ale to na następny raz.

Nie przedłużając… To było tylko wręczenie, myśmy pojechali tam, wręczyli tę pomoc i wrócili. Proszę zobaczyć, jak pięknie ubrane są te dzieciątka w te mundurki, no po prostu jak nie na Wschodzie… Ze wzruszenia człowiek aż gęsiej skórki dostaje za każdym razem – zawsze tak pięknie wyglądają – jak nas tam witają, jak nas oczekują, jak są nam wdzięczni. A my z kolei jesteśmy im wdzięczni za to, co oni robią. Ja myślę, że my jeszcze bardziej… Ja przynajmniej się tak czuję, ja nie mogę przestać być wdzięczna za to, że oni właśnie tacy są, jacy są, że tak działają. Każdy z was będzie tu zresztą opowiadał… Dziękujemy macierzy na Litwie i wszystkim rodzicom za to, że jesteście i że możemy was wspierać, bo po to jesteśmy. Tak że dziękuję bardzo.

Ja już nie zabieram czasu, tak żeby inni mogli się wypowiedzieć. Czasu mało, a bardzo dużo sprawozdań. Później ewentualnie będą pytania.

Teraz poproszę… Pani senator Borys-Damięcka poprosiła o głos, bo ma jakąś ważną sprawę. Prawda?

Prosimy, Pani Senator.

(Senator Barbara Borys-Damięcka: Mam spotkanie z dyrekcją telewizji…)

Punkt 2. porządku obrad: sprawozdanie senator Barbary Borys-Damięckiej z udziału w finale VI edycji konkursu recytatorskiego „Wierszowisko” w Londynie

Tak, no właśnie. Bardzo prosimy o sprawozdanie z udziału w finale VI edycji konkursu recytatorskiego „Wierszowisko” w Londynie.

Dziękuję, Pani Senator, bo wiem, że pani senator od lat bierze w tym udział, żyje tymi sprawami i ma wielkie zasługi w tym przedsięwzięciu, w tych konkursach. Dziękuję, że pani żyje tą pasją i pomimo tego, że różnie jest ze zdrowiem, cały czas podejmuje się tego wyzwania i tam jeździ.

Prosimy, Pani Senator.

Senator Barbara Borys-Damięcka:

Dziękuję.

Ja pokrótce… Ten konkurs w Londynie odbył się 25 czerwca 2017 r., a więc jakiś czas temu. Chciałabym tym z państwa, którzy nie zetknęli się nigdy ani z tą nazwą, ani z ideą i celem takiego konkursu, powiedzieć parę słów o tym konkursie. Otóż konkurs „Wierszowisko”…

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Przepraszam… To wszystko, o czym tu dzisiaj mówimy, przyda nam się przy rozpatrywaniu wniosków. Jak wiecie, trwa nabór, ogłoszenie jest na stronie. Później poprosimy pana dyrektora, na etapie spraw różnych, żeby nam o tym powiedział, a teraz tylko powiem, bo środowiska polonijne nas słuchają, że już można składać, od wczoraj, wnioski na pomoc na działalność polonijną do Biura Polonijnego Senatu we wszystkich tych różnych dziedzinach. O tym dyrektor powie. To wszystko, co my tu mówimy, ułatwi nam potem proces przyznawania określonym wnioskom naszej pomocy. Dlatego bardzo proszę o tym konkursie troszkę powiedzieć.

Senator Barbara Borys-Damięcka:

Tak, wracając do przerwanego wątku… Idea konkursu recytatorskiego, poetyckiego dotyczącego polskiej poezji zarówno klasycznej, jak i współczesnej narodziła się… Był to pomysł organizacji polonijnych, głównie nauczycielskich, w Holandii. Tam odbyła się już szesnasta edycja takiego konkursu. Na kolejne edycje tego konkursu przyjeżdżali nauczyciele przedstawiciele polskiej macierzy szkolnej z wielu krajów Europy, żeby się temu przyjrzeć. Idea tego konkursu rozlała się, w pozytywnym znaczeniu tego słowa, na wiele krajów, zwłaszcza jeżeli chodzi o Europę Zachodnią. Podjęli tę ideę Włosi – taki konkurs odbywa się w Mediolanie, w Reggio di Calabria i w kilku innych miejscowościach. Idee tego konkursu podjęły także Bruksela i Londyn. I właśnie w tym roku w Londynie odbyła się szósta edycja.

Cel i zadanie tego konkursu jako takiego jest bardzo ważne, bo przede wszystkim chodzi o popularyzację języka polskiego, umiejętności mówienia po polsku, głównie w przypadku dzieci i młodzieży, ale również rozumienia, czytania. Chodzi o rozbudzenie zamiłowania do czytania poezji, deklamowania, o wzięcie udziału w takim mądrym, rozumnym wykonaniu. Właśnie w formie takiego konkursu recytatorskiego to jest robione. To jest taka zasada ogólna. Dzieci biorące udział w konkursie są podzielone na kilka kategorii wiekowych: pierwsza kategoria wiekowa – dzieci od czwartego do szóstego roku życia; druga kategoria – dzieci w wieku od 7 do 9 lat; trzecia kategoria – dzieci od 10 do 12 lat; czwarta kategoria – dzieci w wieku powyżej 13 lat, ale mające nie więcej niż lat 16. Ostatnia kategoria to jest taka kategoria zespołowa – w konkursie mogą brać udział klasy ze szkół polskich i wystawiać zespołowe inscenizacje, przedstawienia.

Nie będę omawiała konkursów w tych wszystkich innych krajach, oprę się na przykładzie londyńskim. Trzeba jednak powiedzieć, że ten konkurs w każdym z tych krajów, które wymieniłam, cieszy się nieprawdopodobnym powodzeniem. Moja prywatna refleksja jest taka. Ludzie dorośli bardzo się wzruszają, jak widzą, jak te maluchy, te dzieci wychodzą na scenę – są to przeważnie dzieci z mieszanych małżeństw; tak jest głównie w Holandii – żeby recytować wiersze naszych klasyków czy współczesnych polskich poetów. Ojcowie – to przeważnie ojcowie są, że tak powiem, tubylcami w danym kraju – którzy prawie w ogóle nie mówią po polsku i ledwie po polsku rozumieją, mają w zeszytach fonetycznie zapisany wiersz i stoją pod sceną, żeby ewentualnie tym dzieciom suflować. Są tak niesamowicie przejęci i zaangażowani w to, żeby dziecko jak najlepiej wypadło, że to jest naprawdę bardzo wzruszające. Ja przy jakiejś najbliższej okazji przyniosę zdjęcia, zwłaszcza zrobione w Holandii. Tutaj w Londynie wszyscy, którzy fotografowali, rzucili się głównie na to, żeby pokazywać Roberta Kudelskiego, który dał specjalny recital piosenek Młynarskiego i utworów Brela. Dla nich to była wielka atrakcja, więc głównie obserwowali jego i niestety mało robili zdjęć innym. Ale to taka dygresja na boku.

Jak mówiłam, jest podział na kategorie wiekowe. Każda edycja w każdym kraju ma jakiś tytuł, motyw przewodni, którym jest cytat, słowa wzięte z któregoś znanego utworu, np. „Dlaczego ogórek nie śpiewa?”. Oczywiście niekoniecznie to muszą być wiersze na temat ogórka – chodzi o poezję w ogóle, o wiersze poetów piszących o różnych tematach. Ale to jest takie jakby motto przewodnie, wskazujące, że oto jest konkurs poetycki. W Londynie w tym roku ten konkurs odbył się w gmachu POSK. Muszę powiedzieć, że był świetnie zorganizowany przez Polską Macierz Szkolną. Ja z Londynem przez wiele lat współpracowałam, jeśli chodzi o „Wierszowisko”. Kiedyś pani Podhorodecka, która jeszcze wtedy była szefową Polskiej Macierzy Szkolnej, zapytała mnie, bo słyszała o tym konkursie w Holandii, czy można by coś takiego przenieść na ich grunt. Ja wtedy skontaktowałam panią Podhorodecką z panią Małgorzatą Smółką – to jest polska nauczycielka w Holandii, miłośniczka muzyki – która wymyśliła ten konkurs, jego zasady itd., i jako pierwsza zaczęła w Holandii go organizować. W ten sposób Londyn, a potem Mediolan, a potem Padwa, Reggio di Calabria i Bruksela przejęły te zasady, właśnie dzięki kontaktowi z panią Smółką. Ona, że tak powiem, opatentowała pomysł, konstrukcję tego „Wierszowiska”. Pani Podhorodecka przez wszystkie lata bardzo się angażowała w organizację tego konkursu, bo widziała, jakie on przynosił skutki – te dzieci fantastycznie pracowały, przygotowały się do tego konkursu, wciągani byli w to rodzice, nauczyciele itd. W tym roku pani Podhorodecka wyłączyła się z czynnej działalności… Ktoś inny jest prezesem. Trzeba dodać, że wielkie grono nauczycieli różnych polskich szkół w Londynie bardzo się w to zaangażowało. Ten konkurs był świetnie przygotowany, bardzo sprawnie przebiegał, a trzeba wziąć pod uwagę to, że ponad setka dzieci startowała jako soliści, jako indywidualnie występujący. Do tego w tej ostatniej kategorii brało udział w konkursie 19 szkół, w większości szkół społecznych, z całych wysp brytyjskich, z różnych miejscowości. Czasami te zespoły liczyły po 10, 12 czy 15 osób. Tak że olbrzymia liczba dzieci się w to zaangażowała. Jak mówię, organizacyjnie było to świetnie przygotowane: dzieci w trakcie przerw miały przygotowane napoje, miały przydzielone miejsca oczekiwania, były przygotowane garderoby. POSK ma profesjonalną scenę, co w pewien sposób nobilitowało te dzieci – mogły wystąpić w prawdziwym teatrze.

Proszę państwa, nie będę omawiała poszczególnych występów. Powiem, że w każdej z tych kategorii brało udział minimum 15–17 dzieci. W tym roku to była największa liczba dzieci w Europie w jednym takim konkursie, właśnie w Londynie, bo ponad setka. W Holandii było np. 89 indywidualnych występów, a tutaj ponad setka, bardzo dużo dzieci. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że konkurs odbył się jednego dnia – trwał od godziny 10.00 do godziny 18.00. W tym czasie wystąpiły dzieci we wszystkich tych kategoriach i o godzinie 18.00 zmierzaliśmy do finału. To świadczy o tym, jak świetnie konkurs był przygotowany i zorganizowany, jak wszystkie te sprężyny zadziałały.

Było oczywiście powołane jury… Ja dostałam zaproszenie, żeby być przewodniczącą jury, ale stwierdziłam, że skoro mają panią Jagodę Kaczorowską, która w edukacji jest zasłużona, ze wszystkimi szkołami współpracuje itd… I zaproponowałam, żeby przewodniczącym jury zawsze była osoba z miejsca, w którym się konkurs odbywa, bo taka osoba zna wszystkie realia danego miejsca, zna poziomy szkół, wie bardzo dużo o dzieciach itd. Pani Jagoda się zgodziła, tak że pani Jagoda była przewodniczącą tego jury. W skład jury wchodzili ponadto pani Renata Chmielewska, pan Aleksy Wróbel, ja – ja zostałam członkiem jury, bo oni już nie chcieli w ostatniej chwili szukać kogoś dodatkowego – i Robert Kudelski, który potem miał recital, miał spotkanie z dziećmi i opowiadał im, jak on się uczy poezji, jak się przygotowuje zawodowo itd.

Warto zwrócić uwagę na to, że dosyć sporo sponsorów udało się Polskiej Macierzy Szkolnej zorganizować, tak że było bardzo dużo nagród. Zadbano o to, żeby żadne dziecko nie poczuło się niedowartościowane. Każde dziecko za sam fakt brania udziału w „Wierszowisku” dostawało medal, taki na wstędze – jak mówię, za sam fakt wzięcia udziału w konkursie. Było bardzo dużo nagród. Główne nagrody to była pierwsza, druga i trzecia nagroda w każdej kategorii i ewentualnie ex aequo, bo mieliśmy jeden taki przypadek, że była jednakowa liczba punktów. Wszystko odbywało się według regulaminu, który się przez wiele lat sprawdzał.

Staram się, aby w ramach wszystkich takich przedsięwzięć, gdzie mam przyjemność reprezentować Senat i naszą komisję, zawsze znalazł się jakiś akcent wskazujący właśnie na Senat Rzeczypospolitej i naszą komisję, nawet jeżeli danego wydarzenia nie sponsorujemy, nie dajemy na nie finansów. Trzeba powiedzieć, że większość „Wierszowisk” w krajach zachodnich zdobywa finanse w ramach własnych działań, nie występują do nas i nie starają się o środki od nas. Oni starają się o nie sami i to prawie w każdym przypadku w tych krajach. Mieli te nagrody bardzo interesujące, ciekawe dla dzieci. Ja chciałam, żeby był też taki nasz akcent, coś od Senatu. Zawsze starałam się, żeby w tych „Wierszowiskach”… Nagrodę ze strony Senatu dostaje najmłodsze dziecko biorące udział w konkursie, tak żeby zachęcić wszystkie inne małe dzieci do wzięcia udziału, oraz wykonawca, który najciekawiej zainscenizuje – jestem z zawodu reżyserem, więc wiem, jakie to ma znaczenie – opracuje ten występ, tak że będzie się wyróżniał. Mieliśmy więc 2 takie nagrody. No, troszkę żałowałam, że nie więcej, ale nie podejrzewałam, że tak posypią się ciekawe wystąpienia. Można było może 4 takie nagrody wręczyć albo w każdej z kategorii. Jedną z tych nagród… Pani Kasia Bachańska wymyśliła bardzo dobrze, bo wymyśliła jako nagrodę taki plecaczek z napisem „Senat” ze wszystkimi przyborami szkolnymi. To był czerwiec, więc w związku z tym, że rok szkolny… Ten pięciolatek, bo to chłopiec dostał tę nagrodę… On okazał się najmłodszy według uporządkowanych dat urodzenia – żeby nie było wątpliwości. To był bardzo dobry pomysł i ten dzieciaczek się niesamowicie z tego cieszył. Otwierał piórnik, wyjmował z niego różne rzeczy, oglądał, wyciągnął nawet dzienniczek i chciał, żeby już mu coś tam wpisać itd. To była nagroda od Senatu dla najmłodszego uczestnika. A drugą nagrodą od Senatu był czytnik, w który to czytnik były wgrane wszystkie niezbędne lektury obowiązujące w polskiej szkole podstawowej, oraz bajki. Te bajki były wydane na oddzielnych płytach i wgrane w ten czytnik. Bardzo postarała się tutaj Telewizja Polonia, która wyraziła zgodę, jeśli chodzi o wszelkie prawa autorskie co do takich kaset, płyt, które produkuje, i można to było wgrać w ten czytnik. Ten czytnik dostała dziewczynka 12-letnia, która nazywa się Krystyna Jenner i która fantastycznie zaprezentowała wiersz „Małpa w kąpieli”. Niesamowicie obrazowo, w pięknym polskim języku, z tak dobrą dykcją i z takim zaangażowaniem… Bardzo, bardzo długie oklaski otrzymała. Podsumowując… Aha, hasłem tego konkursu – żebym nie przekręciła, bo to jest cytat, przepraszam… – były słowa: „Niech mi każdy powie szczerze, skąd się wzięły dziury w serze”. To było motto tego konkursu.

Postrzegam konkurs „Wierszowisko” jako przedsięwzięcie, jako zachętę do uczenia się poezji polskiej i nauki języka polskiego. Zaangażowanie rodziców… To jest rzecz niezwykle pożyteczna i bardzo ważna, godna kontynuacji. Myślę, że właśnie taka forma, to znaczy jakieś nagrody od nas – mówię o „Wierszowisku”, nie mówię o jakichś innych zadaniach – które mogą sprawić dużo radości… Jak rozmawiałam z nauczycielami, to oni mówili, że przede wszystkim bardzo by chcieli, żeby Senat np. mógł pomóc w pozyskiwaniu zgody, jeśli chodzi o płyty z filmami dla dzieci i młodzieży, nawet tymi najstarszymi takimi jak „Awantura o Basię”, filmy na podstawie Makuszyńskiego, „Samochodzik i templariusze” itd. Te filmy mają charakter edukacyjny, dzieci w tych filmach grają, to jest dobrze mówiony język polski. Takie nagrody by ich bardzo cieszyły. Ale sam fakt, bo jednak zaznaczamy, że to jest nagroda Senatu Rzeczypospolitej, też nas stawia, że tak powiem… nie daje o nas zapomnieć, jest dowodem na to, że jesteśmy zaangażowani i bierzemy w tym udział. Dziękuję.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Dziękuję bardzo. I właśnie o to chodzi, to jest piękne. Warto zachęcać rodziców, dzieci i wszystkich innych, żeby… Dziękuję, Pani Senator.

Punkt 3. porządku obrad: sprawozdanie senatora Artura Warzochy, senatora Macieja Łuczaka, senator Anny Marii Anders i senatora Jana Marii Jackowskiego z udziału w „Dniach Polaków Kazachstanu” podczas wizyty wicemarszałek Senatu Marii Koc wraz z delegacją w Kazachstanie

Teraz grupa państwa senatorów, która była w Kazachstanie na „Dniach Polaków Kazachstanu”. To było połączone z wystawą Expo 2017 w Astanie. Byli tam pan przewodniczący Artur Warzocha, przewodniczący Maciej Łuczak, pani minister Anna Maria Anders i pan senator Jan Maria Jackowski. Wiem, że…

(Głos z sali: Był też pan dyrektor Seroczyński, ale wtedy reprezentował konkurencyjne biuro…)

(Wesołość na sali)

Tak, wtedy jeszcze tak. Pan dyrektor też brał w tym udział. Ja bardzo się cieszę, że Biuro Polonijne… Panie Grzesiu, Panie Dyrektorze, takie sprawozdania są potrzebne także wam przy późniejszym rozpatrywaniu wniosków, bo tu padają ważne ocenne spostrzeżenia senatorów, a to jest najważniejsze, bo senatorowie mają tutaj najważniejszy głos ocenny w tych wszystkich… Ja bym chciała, żeby m.in. głos senatorów, to, jak oni dane działanie oceniają, zaważył na przyznawaniu pomocy.

Prosimy bardzo, kto z państwa? Pan przewodniczący?

Pan przewodniczący Warzocha, proszę.

Senator Artur Warzocha:

Dziękuję bardzo, Pani Przewodnicząca.

Mam nadzieję, że senatorowie i pani minister zechcą coś dopowiedzieć. Ja postaram się tak bardzo króciutko. Na czele delegacji stała pani marszałek Maria Koc. To był wyjazd, powiedzmy, na szczeblu państwowym, ale połączony z wyjazdem polonijnym, ponieważ spotykaliśmy się tam z naszymi rodakami.

Pierwszego dnia wybraliśmy się złożyć kwiaty pod tablicą upamiętniającą polskie więźniarki obozu Alżir pod Astaną. Może do początku. Wylądowaliśmy w Astanie, byliśmy tam 2 tygodnie po tym, jak uruchomiono połączenia pomiędzy Warszawą a Astaną, co bardzo dobrze wpłynęło na komfort podróżowania miedzy Polską a Kazachstanem – podróż trwa tylko 4 godziny i jest to bezpośredni lot. Nie trzeba już latać przez Moskwę, z przesiadką w Moskwie, to cały dzień zajmowało. Tak jak pani przewodnicząca powiedziała, byliśmy tam dosyć dużą grupą, na czele której stanęła pani marszałek Maria Koc. Byli również przedstawiciele MSZ, z panią minister był również jej doradca z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Złożyliśmy kwiaty w obozie Alżir. Jest to obóz, jeśli dobrze pamiętam, w odległości chyba 40 km od Astany. Na stepie sowieci urządzili taki łagier, do którego były przywożone „matki wrogów ludu”, jeżeli dobrze pamiętam, taka była główna idea. Tam również znalazły się…

(Senator Jan Maria Jackowski: Matki, żony, siostry…)

Matki, żony, siostry – kobiety, który wykonywały tam katorżniczą pracę w polu w strasznych warunkach. Zimą temperatura tam podobno spada nawet do minus 40°C, a latem są upały przekraczające bardzo często…

(Wypowiedzi w tle nagrania)

Tak, dochodzą do 40°C. Myśmy tam byli, proszę państwa, w czerwcu, temperatury wynosiły 37–38°C i to było nie do wytrzymania.

Pani Minister otworzyła tam również wystawę… O, proszę zerknąć na to zdjęcie. To jest właśnie ten obóz i część naszej delegacji z panią marszałek; to jest wejście do tego muzeum.

Następne zdjęcie, pani Anito, jeżeli można. To jest wnętrze tego muzeum i tam widać już przygotowaną wystawę, którą za chwilę pani minister otworzyła – „Armia Andersa – szlak nadziei”. Potem wróciliśmy do… O, to są zdjęcia z tego muzeum – tak wyglądały cele; tak wyglądały przesłuchania przez jakichś politruków.

To już jest katedra w Astanie. W tym białym habicie jest arcybiskup Peta, Tomasz Peta, arcybiskup Astany, obecnie już obywatel Kazachstanu. Odbyło się z nim spotkanie, rozmowa. Msza święta, jeżeli dobrze pamiętam, chyba też się odbyła.

Następne zdjęcie. A to już, proszę państwa, Karaganda. Pojechaliśmy… Panie Dyrektorze, to było 200 km od Astany. Tak? Ponad dwieście…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Ciężka podróż przez step, dużo ograniczeń prędkości, cały czas jedzie się przez step. Chyba 4 godziny trwała ta droga, już nie pamiętam. Zeszliśmy do podziemi i pomodliliśmy się przy grobie błogosławionego ks. Władysława Bukowińskiego. Beatyfikacja miała miejsce w roku ubiegłym, jeżeli dobrze pamiętam…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: 11 września.)

Tak jest. Spotkaliśmy się tam również z miejscową Polonią. Pani marszałek wręczała odznaczenia. Tutaj wręcza odznaczenie jednej z pań, która jako dziecko przeżyła deportację. Udało nam się nawet porozmawiać z tymi osobami. One komunikują się, powiedziałbym, spokojnie w języku polskim, chociaż niemal całe życie, ponad 70 lat, spędziły już tam na miejscu.

Proszę państwa, a to jest Spasska. Tu znajduje się taki symboliczny grób upamiętniający polskie ofiary represji stalinowskich, ale nie tylko polskie. Ten obelisk jest poświęcony Polakom, dlatego tam złożyliśmy kwiaty razem z panią marszałek i panią minister. Również inne narodowości tam zostały upamiętnione w formie podobnych obelisków. Wróciliśmy do Astany… A to jest taki dzwon, który się odzywa co jakiś czas.

Spotkaliśmy się również z wiceprzewodniczącym czy z wicemarszałkiem izby wyższej parlamentu kazachstańskiego, czyli senatu. Odbyły się rozmowy, które prowadziła przewodnicząca naszej delegacji, pani marszałek Koc, na tematy, powiedzmy, bieżące, dotyczące naszej współpracy. Wszyscy wyrażali wielką radość z uruchomienia tego połączenia lotniczego, o którym mówiliśmy. To było zresztą wielkie wydarzenie, bo 2 tygodnie wcześniej z udziałem przedstawicieli spółki LOT, bo to LOT oczywiście…

A to jest, proszę państwa, główny pawilon na wystawie Expo 2017. Robi wrażenie. Ja tutaj nie zamieściłem filmiku, na którym w roli głównej występuje pan senator przewodniczący Łuczak, na miękkich nogach przemierzający taki wiszący 7 pięter nad ziemią, czyli kilkadziesiąt metrów…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak, wszyscy mieli miękkie nogi, bo to był przeszkolony chodnik wiszący wysoko nad ziemią. No, wrażenie niesamowite. Mnóstwo tam było wspaniałych atrakcji. To jest akurat pawilon kazachski czy kazachstański, już nie wiem… Kazachski. Oni to odróżniają, dla nich wyrazy „kazachski” i „kazachstański” mają dwa znaczenia – „kazachski” dotyczy narodu kazachskiego, natomiast „kazachstański” odnosi się, powiedzmy, do społeczności, która zamieszkuje Kazachstan. Tutaj pamiątkowe zdjęcie naszej delegacji przy wejściu.

Proszę państwa, wieczorem… Była jeszcze jedna uroczystość, ale zapomniałem zdjęcia zamieścić… Byliśmy również w teatrze tańca… Dobrze pamiętam, Panie Dyrektorze?

(Głos z sali: Baletu i opery.)

Baletu i opery. To był koncert dla przedstawicieli, powiedzmy, organizacji polskich tam działających, były również wręczane odznaczenia państwowe, występowały tam przedstawicielki naszej delegacji, czyli pani marszałek i pani minister. A wieczorem w Astanie, w centrum Astany, pod gołym niebem odbył się – aura była bardzo przyjazna, temperatura spadła o kilka stopni – koncert polskich artystów. Tu jest akurat występ pani Krystyny Prońko. Koncert poprowadził pan Paweł Deląg, a występowali pan Marek Piekarczyk, pani Katarzyna Cerekwicka, pan Łukasz Zagrobelny…

(Głos z sali: To chyba nie jest…)

Przepraszam, Halina Frąckowiak… A jak ja powiedziałem?

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Prońko. No właśnie, ja tak patrzę…)

Przepraszam najmocniej, oczywiście.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Spędziliśmy bardzo miły wieczór nie tylko na koncercie, bo potem jeszcze się spotkaliśmy, rozmawialiśmy. Tutaj zdjęcie z panem Markiem Piekarczykiem. Na kolejnym zdjęciu chyba będzie… O, jest. Tu z większą grupą. Tu jest pani Krystyna Prońko, tam gdzieś pan Paweł Deląg…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Halina Frąckowiak.)

(Wesołość na sali)

Przepraszam, bardzo przepraszam.

(Głos z sali: Pani Prońko też ładnie śpiewa.)

Obie panie świetnie śpiewają.

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Tak, wielkie artystki.)

Pani Halina Frąckowiak podbiła nasze serca i serca publiczności. No i to tyle, proszę państwa. Na drugi dzień wróciliśmy.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

A to już są zdjęcia do następnego sprawozdania, tak że, Pani Anito, proszę na razie wstrzymać…

Jeżeli państwo chcecie… Może pewne podsumowanie z mojej strony, skoro już jestem przy głosie. Potem już nie będę się wtrącał. Wyjazd był bardzo udany i bardzo intensywny, bo realizowaliśmy cele i polonijne, i państwowe. Program był bardzo bogaty. Muszę powiedzieć, że temat repatriacji stawał tam na porządku dziennym. Próbowaliśmy z pomocą przedstawicieli organów władzy rządowej, czyli m.in. MSZ, odpowiadać na liczne pytania, które padały, bo tam się wywiązała dyskusja na ten temat. Wywieźliśmy stamtąd takie wrażenie, że można się spodziewać, iż repatriacja pod rządami obecnie obowiązujących przepisów znowelizowanej ustawy przybierze duży rozmiar, będzie miała spory zasięg. Zresztą kolejne tygodnie i miesiące na to wskazują. Jest wielkie zainteresowanie potomków deportowanych Polaków powrotem do ojczyzny. Rząd, jak wiemy, bo regularnie mamy sprawozdania pana ministra Kowalczyka i pana ministra Chwałka, przygotował się do tego bardzo solidnie. Akcja ruszyła i będzie na pewno nabierała rozmachu.

Jeśli chodzi o podróż po Kazachstanie, to moje wrażenia są takie, że… Byliśmy tam akurat o takiej porze roku, że aura była sprzyjająca, przyjemna. Trudno sobie wyobrazić, co tam się dzieje zimą, ale z opowiadań wynika, że są tam rzeczywiście bardzo trudne, surowe warunki, step jest nieprzyjazny i trzeba po prostu go zdobywać. Polska się bardzo zaangażowała – i bardzo dobrze – we współpracę z Kazachstanem na różnych obszarach, łącznie z zalesianiem tego olbrzymiego kraju. Różne wizyty praktycznie non stop się odbywają. Expo oczywiście było doskonałą okazją do… Nasi ministrowie licznie tam przybywali – zaraz po nas była delegacja Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, na czele z panem senatorem, ministrem Aleksandrem Bobką, a za chwilę tam się pojawili przedstawiciele Ministerstwa Środowiska na czele z panem ministrem prof. Szyszką. Wiemy również o tym, że była bardzo udana wrześniowa wizyta prezydenta Andrzeja Dudy, jak również wspaniałe spotkania z Polonią. Może ja na tym skończę i państwu przekażę głos.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Proszę, po kolei.

Senator Jan Maria Jackowski. Proszę.

Senator Jan Maria Jackowski:

Do tego bardzo dobrego, wnikliwego sprawozdania pana senatora chciałbym dodać jedną rzecz, taką osobistą refleksję. Oni, co trzeba przyznać, dość modelowo upamiętniają zbrodnie okresu stalinowskiego. Ten obóz dla kobiet, w którym byliśmy i który po prostu był makabryczny… Bogu ducha winne kobiety z dziećmi, często małymi, umieszczano tam w dramatycznych warunkach tylko za to, że były w jakiejś relacji rodzinnej w stosunku do osób, które zostały uznane za wrogów ludu. Bezmiar tego cierpienia… Tam również Polki były, chociaż może nie tak dużo. Tam jest taki memoriał z nazwiskami. To jest po prostu porażające. Jeżeli uświadomimy sobie, że odczuwalna różnica temperatur – podkreślam: odczuwalna, a nie taka fizyczna – jest rzędu 100°C, bo w zimie jest do minus 50°C, w lecie do 40°C… Jechaliśmy tam, widzieliśmy ten step i próbowaliśmy sobie wyobrazić, jak przywozili Polaków… Po prostu wyrzucali tych ludzi na stepie i trzeba było się zorganizować, wykopać jakąś ziemiankę w tych po prostu nieludzkich warunkach. Tam nie było gdzie uciec, po prostu nie było gdzie uciec – tam jest step, step, step. Można tysiące kilometrów przemierzyć i wszędzie jest step. To jest pierwsza konstatacja.

Druga. Z rozmów z przedstawicielami władz wynika wyraźnie, że Nursułtan Nazarbajew prowadzi bardzo inteligentną politykę wielonarodowościową. Tam jest 140 narodów. Oni wymyślili formułę, która jest bardzo dobra. Wspominał Artur o naszym arcybiskupie, który jest według ich nomenklatury Kazachstańczykiem – on nie jest Kazachem, nie jest etnicznym Kazachem, tylko Kazachstańczykiem. Oni tam mają Koreańczyków, Japończyków, Chińczyków, Rosjan, Polaków i różne inne grupy; tych grup jest rzeczywiście bardzo dużo. I wszyscy są Kazachstańczykami. Ktoś może być Japończykiem, Polakiem itd., ale jeśli ma obywatelstwo państwa Kazachstan, to jest Kazachstańczykiem. Widać wyraźnie, że oni sobie zdają sprawę, że Nazarbajew… No, PESEL tutaj nie działa. Oni dokonali zmian w konstytucji, takich przygotowujących na erę po nim. Niewątpliwe jest to, powiedzmy, w tym subregionie Azji Środkowej jeden z wiodących polityków. Kazachstan prowadzi rzeczywiście bardzo zręczną politykę między Chinami i Rosją. Z punktu widzenia naszych narodowych interesów też jest to bardzo interesujący partner, zainteresowany rozwojem wzajemnych stosunków.

Wracając do Polaków, chcę powiedzieć, że widać biedę tamtejszych Polaków. Może nie tyle chodzi o biedę fizyczną, co po prostu o pewną nieporadność, jeżeli chodzi o kwestie dokumentów itp. Tam potrzebne jest wzmocnienie placówek konsularnych, ponieważ, o czym wspominał pan senator Artur, wzmocnienie akcji powrotu do Polski wymaga obrobienia tysięcy dokumentów. Ktoś to fizycznie musi zrobić, a ta obsługa konsularna nie jest w stanie tego wszystkiego ogarnąć. To jest jeden z problemów, które sygnalizowaliśmy po tym wyjeździe.

(Rozmowy na sali)

(Senator Anna Maria Anders: Ja może trochę zmienię temat, a przynajmniej lokalizację, i powiem trochę o Stanach Zjednoczonych. Mnie się zdaje, że mówimy tutaj ciągle o Wschodzie, a specjalnie się nie mówi o Stanach…)

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

To może za chwilę, bo teraz… Czy coś mogłaby pani minister dodać do tego, co…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

(Senator Anna Maria Anders: Jeżeli chodzi o ten ostatni wyjazd?)

Tak, tak, bo…

(Senator Anna Maria Anders: Ja nie mam nic do dodania, bo panowie już…)

Pani Minister, o Stany będziemy pytać oddzielnie. Mamy ustalony porządek i teraz…

(Senator Anna Maria Anders: Okej, bo ja chciałam coś powiedzieć o Stanach, gdzie…)

To będziemy panią minister pytać za chwilę. A może nie zdążymy dzisiaj, chyba że…

(Senator Anna Maria Anders: Ja nie będę na następnym posiedzeniu, bo znowu mam…)

To może dzisiaj, jak zdążymy, po wyczerpaniu tych sprawozdań.

(Wypowiedzi w tle nagrania)

Punkt 4. porządku obrad: sprawozdanie senatora Artura Warzochy i senatora Jana Marii Jackowskiego z udziału w uroczystości koronacji ikony Matki Boskiej Częstochowskiej oraz ze spotkań z młodzieżą podczas wizyty marszałka Senatu wraz z delegacją w Budapeszcie

Proszę.

Senator Artur Warzocha:

Dziękuję, Pani Przewodnicząca.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Jeszcze trzy…)

Panią Anitę poproszę, żeby… Niewiele mamy zdjęć. Tak króciutko opowiem. Trochę jestem, że tak powiem, winien temu, że taka wizyta się odbyła. Geneza była taka. Mniej więcej rok temu odbywała się koronacja kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w Austrii, w Wiedniu, w kościele polskiej misji…

(Senator Anna Maria Anders: W tym roku byłam tam wraz z ministrem Szczerskim oraz…)

Tak, tak. No właśnie. Ta koronacja miała miejsce w zeszłym roku na Rennwegu. My byliśmy tam wtedy z panem ministrem Dziedziczakiem. Była również pani Halina Czucz, znana wszystkim państwu przedstawicielka mniejszości polskiej w parlamencie węgierskim. I ona postanowiła, że podobną koronację, ponieważ kopia takiego obrazu jest również w katedrze św. Stefana w Budapeszcie, chciałaby z inicjatywy miejscowej Polonii zainicjować. Ja jestem senatorem z Częstochowy, więc po prostu umożliwiłem kontakty z Klasztorem Ojców Paulinów na Jasnej Górze. Następnie inicjatorzy wystąpili o patronat marszałka, o jego udział w tej wizycie. I na przełomie czerwca oraz lipca doszło do tej wizyty. Oprócz pana senatora Jackowskiego byli tam… Oczywiście była pani marszałek Koc, która tam pojechała jako przewodnicząca naszej delegacji. Byli pan senator Kilian, pan senator Majer…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Dyrektor Łanczkowski.)

Pan dyrektor Łanczkowski… Już nie pamiętam, bo nie mam tego programu przed oczami.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Oczywiście, przepraszam. Pan marszałek Stanisław Karczewski wraz z małżonką.

Wizyta była 2-dniowa, spotkaliśmy się… Tutaj jest zdjęcie z uroczystej kolacji, którą wydał na cześć marszałka przewodniczący parlamentu węgierskiego. Kolacja odbyła się na stateczku, który sobie pływał po Dunaju w obie strony. Jak już skończyliśmy kolację, to jeszcze pamiątkowe zdjęcia…

(Senator Jerzy Fedorowicz: Ale zaraz, czy ja tam jestem?)

No tak, przecież pan senator Fedorowicz też był…

(Głos z sali: I senator Ryszka.)

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Senator Ryszka, senator Dorota Czudowska…)

Senator Czudowska jako wiceprzewodnicząca Polsko-Węgierskiej Grupy Parlamentarnej…

(Głos z sali: I inni senatorowie, którzy nie są na zdjęciu.)

(Wesołość na sali)

(Wypowiedź poza mikrofonem)

O, to już jest wieczór, parlament…

Proszę państwa, na drugi dzień odbyła się ta koronacja. W międzyczasie złożyliśmy kwiaty pod pomnikiem Józefa Bema, jeżeli dobrze pamiętam. Była też grupa polskiej młodzieży…

(Głos z sali: I pod pomnikiem katyńskim.)

Katyńskim, tak. Przepraszam, bo ja tak…

(Wypowiedzi w tle nagrania)

Tu spotkanie z grupą młodzieży z Polski. Pani poseł Halina Czucz była bardzo zawiedziona, że bardzo słabo odpowiedziała na zaproszenie młodzież węgierska, bo ona chciała doprowadzić do takiego międzynarodowego spotkania na gruncie, powiedzmy, kościelno-parlamentarnym, tak to może ujmę, choć oczywiście nie w sensie dosłownym.

A to już jest Berdiańsk. Mało mam niestety zdjęć z Węgier…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: O tym będzie za chwilę.)

Tak, za chwilkę.

Proszę państwa, to była bardzo podniosła, wspaniała uroczystość z przewodniczącym parlamentu węgierskiego na czele. Było spotkanie z panem marszałkiem, na którym wymieniliśmy uwagi na tematy bieżące. Dziękuję.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

W tym roku było wiele uroczystości na Węgrzech i bardzo liczna grupa senatorów… Prawie każdy, kto chciał, mógł tam być. Ja zresztą często zapytywałam, czy ktoś chce jechać. Tak że Węgry były bardzo dowartościowane w tym roku, z całą pewnością.

Jeszcze pan senator Jan Maria Jackowski.

Senator Jan Maria Jackowski:

Ja chciałbym powiedzieć, że były też spotkania polityczne pana marszałka Karczewskiego – wspomniał o tym przewodniczący Warzocha – z panem Kövérem, czyli przewodniczącym parlamentu węgierskiego. Mieliśmy okazję brać udział w takim bilateralnym spotkaniu, na którym omawiano różne kwestie dotyczące Grupy Wyszehradzkiej. To były szczere rozmowy i sądzę, że ważne. Węgry, jak wiadomo, w tym półroczu przewodniczą Grupie Wyszehradzkiej, więc te rozmowy miały charakter trochę konsultacyjny.

Po tej uroczystości religijnej mieliśmy okazję być na spotkaniu – to było w podziemiach bazyliki, w której ta uroczystość, ta koronacje miała miejsce… Była okazja do spotkania z arcybiskupem Esztergom, który był głównym celebransem. Tak więc od strony węgierskiej bardzo wysoką rangę miała ta koronacja. I to pokazało stosunek Węgrów do tego wydarzenia, które par excellence było religijne, ale przy okazji miało charakter publiczny. Sporo było później relacji medialnych. Recepcja w prasie polskiej też była, bo sam widziałem kilka tekstów na ten temat m.in. w „Gościu Niedzielnym”, ale nie tylko w prasie katolickiej. Tak że to była okazja do zacieśnienia współpracy z parlamentarzystami węgierskimi i do takich bezpośrednich kontaktów, które są cenne. To też pokazało determinację Węgier, jeżeli chodzi o przyszłość grupy Wyszehradzkiej. Tak że z punktu widzenia politycznego to był taki bardzo wyraźny sygnał w tym zakresie.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Proszę bardzo.

Senator Artur Warzocha:

Zapomniałem o jednej ważnej sprawie, która się wiąże z Kazachstanem. Na pokład samolotu specjalnego pan marszałek Karczewski zaprosił grupę młodzieży, która przebywała wtedy w Pułtusku – to były dzieci polskich repatriantów, czyli osób, które zdecydowały się na powrót do Polski. Ta kilkunastoosobowa grupa była razem z nami i razem z nami realizowała po części program wizyty. Dziękuję.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Dziękuję.

Proszę.

Senator Jerzy Fedorowicz:

Pani Przewodnicząca, ja w innej sprawie. Od razu chcę złożyć pani sprawozdanie, bo wracam z otwarcia piątego kongresu naukowych instytucji polonijnych, które dzięki pani zaangażowaniu wsparliśmy tak mocno. W Krakowie to się odbywa i przyjechał tam właściwie cały świat. Witałem… No, pozwolili mi wystąpić na początku. Przekazują pani i naszej komisji bardzo serdecznie podziękowania. Wyraźne zostało tam podkreślone, że dzięki Senatowi mogło się to odbyć na taką skalę. Obrady trwają do soboty, w sobotę jeszcze tam będę. Melduję, że bardzo, bardzo ciekawe… Oczywiście byłem w garniturze granatowym, krawatka… A teraz musiałem z powodu pani senator Borys-Damięckiej włożyć…

(Wesołość na sali)

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Odnotowane to zostaje w pamięci.

(Wypowiedzi w tle nagrania)

Myślę, że dosyć sprawnie nam to idzie, tak że udzielimy później głosu pani senator, pani minister, żeby o Ameryce nam opowiedziała trochę.

Punkt 5. porządku obrad: sprawozdanie senatora Artura Warzochy z udziału w naradzie organizacji polonijnych Charkowskiego Okręgu Konsularnego w Berdiańsku na Ukrainie

Teraz znowu pan senator Warzocha. Jak widzimy, pan przewodniczący jest bardzo aktywny…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak. Pan senator był bardzo daleko, w Berdiańsku na Ukrainie. To jest w okręgu charkowskim.

Proszę bardzo.

Senator Artur Warzocha:

Pojechaliśmy tam, Szanowni Państwo, z panem senatorem Peczkisem…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Tam wojna jest niedaleko…)

Tak. Okręg charkowski jest bardzo dobrze znany panu dyrektorowi Seroczyńskiemu…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Tak.)

…z wiadomych względów. Zresztą spotkałem tam mnóstwo znajomych…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Był konsulem, może nie każdy wie.)

Tak.

…Pana dyrektora, byłego konsula, którzy prosili o przekazanie pozdrowień, co niniejszym czynię.

Organizacje z okręgu charkowskiego postanowiły zorganizować kongres tychże organizacji w Berdiańsku, a Berdiańsk jest, jeżeli dobrze pamiętam, około 500 km na południe od Charkowa. No ale to jest inna skala, jeżeli chodzi o odległości i obszar…

(Głos z sali: To daleko.)

Tak, Ukraina jest ogromna.

Wylądowaliśmy z panem senatorem Peczkisem, który tam przyjechał z Sum, a ja z Warszawy, w Dnipro, czyli w dawnym Dniepropietrowsku, a potem ukraińskim drogami, których stan pozostawia wiele do życzenia, pojechaliśmy najpierw do Zaporoża. To jest, proszę państwa, zdjęcie wykonane pod pomnikiem upamiętniającym polskie ofiary. To jest, jeżeli dobrze pamiętam, miejsce straceń polskich ofiar represji stalinowskich z okresu II wojny światowej. Tam się, powiedziałbym, odliczyła spora grupa miejscowych – nie wiem, jak ich nazwać – Polaków, Polonii tam mieszkającej, chociaż to nie były przecież tereny tak do końca polskie. Niemniej jest ich tam sporo, większość porozumiewa się w języku polskim. Nawet z dziećmi w wieku szkolnym można było spokojnie porozmawiać po polsku. No i oczywiście większość korzysta z nauki języka polskiego i nauki o historii, kulturze polskiej, którą różnego rodzaju organizacje polonijne, środowiska starają się tam prowadzić.

Następne zdjęcie. A to jest kościół… Muszę powiedzieć, że w tym kościele pracuje – świat jest mały, jak się okazuje – ksiądz Nadbereżny, który przekazał pozdrowienia dla pani senator przewodniczącej Sagatowskiej. To jest rodzony brat prezydenta miasta rodzinnego pani senator, czyli Stalowej Woli…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Stalowej Woli, tak.

(Senator Janina Sagatowska: A wujek jest biskupem…)

A wujek jest biskupem. Nie spotkaliśmy się, bo ksiądz biskup był w Fatimie. Arcybiskup Mokrzycki zebrał wszystkich biskupów katolickich z terenów Ukrainy i wyjechali na pielgrzymkę do Fatimy. No, wiadomo, rok fatimski, rocznica objawień, stulecie objawień fatimskich.

A to jest kościół w Zaporożu. Może następne zdjęcia… Niewyraźne, bo robione z samochodu, na jakichś wertepach… Może kolejne, Pani Anito. Sicz Zaporoska, stepy…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tu zdjęcie z konsulem w Charkowie, panem Jabłońskim, jeżeli dobrze pamiętam, i z panem senatorem Peczkisem. Pan senator Peczkis ma osobiste kontakty z Ukraińcami, które nawiązuje, powiedzmy, na niwie naukowej, ponieważ on cały czas pracuje jako wykładowca Politechniki Śląskiej w Gliwicach, jak również wspiera miejscowe organizacje, o czym się przekonałem naocznie. Proszę państwa, warto podkreślić, że senatorowie tacy jak my, którzy koncentrują się w Senacie na pracy z Polonią i Polakami mieszkającymi za granicą… To nie wszystko, ponieważ pan senator Peczkis, jak się tam okazało, indywidualnie wspiera organizacje, organizuje pomoc, również rzeczową, materialną. Stara się to organizować w Polsce i dostarczać tam na miejsce. Jest za to bardzo ceniony. Z wielką przyjemnością i radością o tym słuchałem i postanowiłem, że muszę się z państwem tymi spostrzeżeniami podzielić. Wielkie uznanie dla działalności pana senatora Peczkisa, który się tym tak na co dzień, mówiąc między nami, nie chwali.

Może kolejne zdjęcie. A to jest, proszę państwa, Berdiańsk. Tutaj miała miejsce bardzo miła dla nas uroczystość. Na placu europejskim w centrum Berdiańska, bo tak się chyba ten plac nazywa, widzimy flagi ukraińskie i flagi Unii Europejskiej. Tego dnia w obecności władz miasta, pani wicemer, została wciągnięta polska flaga właśnie po to, żeby uczcić to, po pierwsze, że Polacy są tam bardzo ważną grupą etniczną… Berdiańsk jest określany jako miasto wieloetniczne, bo tam oprócz Polaków, Ukraińców i Rosjan są Tatarzy, potomkowie Niemców i jeszcze innych nacji i wszyscy żyją w zgodzie. Jest bardzo przyjazny klimat, taki trochę czarnomorski, chociaż to jest Morze Azowskie. Niestety za moment dostęp do Morza Azowskiego zostanie odcięty z powodu budowy przez Rosję bezpośredniego połączenia drogowego na Krym. Telewizje to relacjonują, pokazują kolejne przęsła, które są tam stawiane. Tak więc znaczenie tego morza będzie chyba mocno ograniczone.

To jest kolejne zdjęcie z tej uroczystości, kiedy polska flaga już zawisła. Miałem okazję zabrać głos i pozdrowić od władz polskich, wyrazić uznanie wobec Ukraińców, którzy dbają…

To jest szkoła muzyczna, budynek szkoły muzycznej, na którym jest upamiętnienie działalności polskiej pedagog. Proszę wybaczyć, ale nazwiska zapomniałem. Ta pani, która stoi obok mnie, to jest właśnie pani wicemer, która bardzo dobrze współpracuje z miejscowymi Polakami. Oni podejmują różnego rodzaju inicjatywy i w to bardzo mocno zaangażowany jest uniwersytet. Bo tam działa uniwersytet, który, jeżeli dobrze pamiętam, prowadzi katedrę slawistyki… Proszę wybaczyć, ale już nie pamiętam dokładnie. W każdym razie jest tam prowadzona nauka o literaturze polskiej.

Może następne zdjęcie. A to jest, proszę państwa, Dom Polski w Berdiańsku. Nie wiem, czy pan dyrektor Seroczyński był tam. Ten pan w białej koszuli, bez marynarki, to jest prof. Lech Suchomłynow. Nie wiem, czy jest państwu znany…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Znany, tak. Prof. Lech Suchomłynow jest wykształcony w Polsce – kończył studia w Rzeszowie, robił tutaj doktorat. Aktywnie działał jako bardzo młody człowiek jeszcze z panem marszałkiem Stelmachowskim i jest takim spiritus movens tego życia polonijnego tam w Berdiańsku. On opiekuje się tym domem, angażuje do tego swoich współpracowników. Wydawali gazetę i jest taki pomysł, żeby wrócić do kolejnych wydawnictw. Oprócz tego, że on stoi na czele jednej z organizacji, od strony naukowej bada kulturę polską, ślady kultury polskiej, która tam występuje, obecność Polaków, rozwój języka, znajomość języka. Współpracuje bardzo aktywnie z polskimi uczelniami i z Polską Akademią Nauk.

Może następne zdjęcie. A to jest tablica, która upamiętnia…

(Senator Janina Sagatowska: Remont był ze środków Senatu.)

Tak, remont został sfinansowany ze środków z Senatu.

Proszę państwa, a to taka krótka wizyta w Caritas. Caritas Polska aktywnie tam funkcjonuje. Te dwie panie – jedna jest Ukrainką, ta w tej kolorowej sukience, a druga pani ma polskie korzenie, jest pół Polką, pół Ukrainką – opowiadały, czym się w tej chwili głównie zajmuje Caritas. Berdiańsk jest praktycznie… No, to jest Donbas, za plecami jest strefa konfliktu, mówiąc najbardziej dyplomatycznie, i tam się odczuwa tę atmosferę. Zresztą będzie jeden slajd, tylko że on mi się ustawił gdzieś zupełnie na końcu, który… Widać ślady tego konfliktu, widać wymalowane hasła, m.in. „Sława Ukrajini!”. No, wisi w powietrzu, powiedziałbym, taka trauma tych przeżyć wojennych. Echa tego konfliktu tam docierają, ponieważ bezpośrednio do Berdiańska docierają imigranci z terenu objętego konfliktem, w tym przede wszystkim z Doniecka. No, nie będę państwu opowiadał, co się dzieje w tej chwili w Doniecku… To jest miasto, które praktycznie umiera. W tym ośrodku przyjmowane są dzieci z tamtych terenów, ale również przebywają tam dorośli, którzy… Opowiadała pani dyrektor, że coraz większa staje się potrzeba rozwijania pomocy psychologicznej, ponieważ ludzie, którzy z tamtych terenów trafiają do Berdiańska pod ich opiekę, mają wyraźny syndrom stresu pourazowego… Jak to się nazywa? Stres…

(Głos z sali: Wojenny.)

No, tego pola walki czy jak to się fachowo nazywa.

Morze Azowskie jest spokojne, piękne, ciepłe, przyjemne. Tam w tle widać stocznię, która praktycznie zamiera w tej chwili, bo obsługuje niewiele statków, praktycznie tylko ruch lokalny. Ale z drugiej strony, ponieważ Krym został praktycznie wyłączony z ruchu turystycznego, a świetnie się zaczął rozwijać tuż przed wybuchem konfliktu… Miejscowi mówią, że bardzo dużo osób przyjeżdża tam na wypoczynek.

Nie wiem, czy tutaj jest zdjęcie… Może spróbujmy jeszcze jedno… To jest zdjęcie grupowe. Pani Anito, jeszcze na moment proszę… Bo to już jest Litwa. Proszę przewinąć te zdjęcia do ostatniego. O tym będzie na następnym posiedzeniu komisji… A to już Irlandia. Z panią przewodniczącą będziemy zdawać to sprawozdanie. O, jest, właśnie o to mi chodzi. To jest taki typowy plac zabaw…

(Głos z sali: I napis: „Sława Ukrajini!”.)

Tak, „Sława Ukrajini!”. Mnóstwo tego… Zrobiłem to zdjęcie, żeby pokazać państwu, jak to wygląda. Miasto jest zniszczone, zdewastowane, ale Ukraińcy starają się jakoś je dźwignąć, budują drogi. Starają się jakoś zorganizować sobie życie.

Proszę państwa, przechodzę do tego, co tam się działo. Tytuł roboczy tej konferencji brzmiał: „Co to znaczy być Polakiem na wschodniej Ukrainie? Stan obecny i perspektywy polskiej i polskojęzycznej oświaty na terenie Charkowskiego Okręgu Konsularnego”. Oprócz przedstawicieli konsulatów wykład wygłosiła pani Anita Staszkiewicz ze Wspólnoty Polskiej – tytuł wykładu: „Rozmyta tożsamość Polaków na Ukrainie Wschodniej. Losy Polaków w kontekście tożsamości postradzieckiej”. Pani prof. Krasowska z Instytutu Slawistyki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie wygłosiła wykład: „Tożsamość językowa Polaków na Ukrainie Wschodniej. Mniejszość polska na południowo-wschodniej Ukrainie”. Nie widzę tutaj… Moderatorem był prof. Suchomłynow, ale on również wygłosił wykład – na temat języka polskiego i na temat tożsamości Polaków tam mieszkających.

Proszę państwa, taki generalny wniosek z tego wszystkiego jest taki. Tam ma miejsce takie odrodzenie działalności polonijnej, nauki języka polskiego po latach zwalczania polskości. Wiadomo, mam tutaj na myśli okres komunistyczny. Po latach trudnych stosunków wzajemnych, różnych traum, które cały czas gdzieś tam krążą, polskość zarówno dla mieszkających tam potomków Polaków, czyli Polaków, ale i dla ludzi, którzy mają polskie korzenie, a czują się Ukraińcami, jest pewną szansą. Dlaczego? Wiadomo. Starają się w tej chwili uczyć języka polskiego, liczba chętnych do nauki języka polskiego z roku na rok lawinowo rośnie. Myślę, Pani Przewodnicząca i Szanowni Państwo, że my w tym roku przy rozpatrywaniu wniosków, jak zobaczymy ślady tego zjawiska, będziemy musieli się do tego jakoś odnieść, oczywiście najbardziej pozytywnie, jak się tylko da. Skoro ludzie tam mieszkający, którzy często nie mieli kontaktu z ojczyzną, nie byli nigdy w Polsce, czytają w tej chwili z wielką pasją dzieła naszych wieszczów, klasyków, inicjują różnego rodzaju akcje, chcą wystawiać polskie sztuki, chcą organizować różnego rodzaju kongresy, panele naukowe itd., chcą nas zapraszać, rozwijać się również na niwie naukowej, no to trzeba po prostu im pomóc. A swoją drogą, cały czas powinniśmy zwracać uwagę np. organizacji pozarządowych, organizacji kościelnych takich jak Caritas Polska, na to, żeby niesiono również pomoc humanitarną, ponieważ te straszne wydarzenia związane z wojną, konfliktem rosyjsko-ukraińskim, dotykają w jakiejś mierze naszych Polaków i potomków Polaków, którzy tam żyją. No, nie wszyscy chcą przyjeżdżać do Polski. Oczywiście młodzi ludzie chcą się stamtąd wyrwać, to bardzo wyraźnie widać, i szukają różnych sposobów na to, żeby do Polski się dostać, ale ci, którzy chcą zostać na miejscu… Ich działania trzeba jakoś wesprzeć. Dziękuję bardzo.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Dziękuję bardzo.

Punkt 6. porządku obrad: sprawozdanie senatora Macieja Łuczaka oraz senatora Ryszarda Bonisławskiego z udziału w XIX Dniach Polskich w Suczawie oraz w dożynkach w Nowym Sołońcu w Rumunii

To teraz przenosimy się do Rumunii, do Nowego Sołońca i do Suczawy. No, prawie do Polski można powiedzieć, bo tam Polacy mieszkają. Tam byli przewodniczący Maciej Łuczak i pan senator Bonisławski.

Prosimy bardzo, Panie Senatorze, o skondensowane wystąpienie.

Senator Ryszard Bonisławski:

Proszę państwa, jak dowiedziałem się, że mogę pojechać na Bukowinę, w dodatku z kolegą senatorem, to bardzo mnie to ucieszyło, bo ja tam dokładnie 40 lat temu po górach chodziłem i chciałem zobaczyć, jak to dzisiaj wygląda. Wtedy, w tamtym czasie spotykałem Polaków – nie pamiętam, w jakich miejscowościach – i to mnie zaskakiwało. No, teraz już wiedziałem, dokąd jadę. Wyjazd był dosyć długi, bo trwał od 6 do 11 września. Pani Kasia wyposażyła nas w takie „modlitewniki”, w których wszystko było zapisane, i stanęła na głowie, żebyśmy mogli zawieźć tam coś, co ci nasi gościnni Polacy mogliby otrzymać od nas na pamiątkę i czego by jeszcze nie mieli. A to nie jest łatwe, o czym później powiemy.

Proszę państwa, wylądowaliśmy w nocy – to był cały dzień latania, z przesiadką w Bukareszcie – w Suczawie. W tym hotelu, który się tak pięknie nazywa, jak widzicie, Daily Plaza… Ale ten hotel to tylko jedno piętro; to z tymi oknami tutaj na pierwszym piętrze to jest hotel, a na dole jest restauracyjka. Od tego się zaczęło nasze wędrowanie. Oczywiście obok hotelu tradycyjna cerkiew… Region Bukowiny słynie z malowanych cerkwi. Ta niestety ma już oskrobane zewnętrzne ściany. Do tematu cerkwi jeszcze wrócimy.

Teraz następny dzień, pierwszy cały dzień naszej pracy. Zaczynamy w muzeum bukowińskim, ziemi bukowińskiej. Pokaże później na mapie, jak to wygląda w przestrzeni. Tutaj było otwarcie wystawy poświęconej Józefowi Piłsudskiemu, związanemu z Rumunią pobytami chociażby leczniczymi. Odbywała się tam także wielodniowa sesja polonijna, na której były przedstawiane referaty historyczne, etnograficzne, kulturoznawcze. Już po raz dwudziesty spotkali się tam polscy profesorowie z rumuńskimi.

Proszę państwa, u góry widać mapkę Rumunii, a ten czarny punkcik to jest właśnie Bukowina. Z tej mapy turystycznej… Po prawej stronie jest Suczawa. Każde miejsce zaznaczone czerwonym punktem odwiedziliśmy. Było ich nawet więcej, ale nie wszystkie dadzą się połączyć z kwestią Polonii. Po prostu chciano nam pokazać jak najwięcej ciekawych miejsc, licząc na to, że my rozpropagujemy je wśród Polaków, bo oni czekają na Polaków. Oni nie czekają na książki, na… Oni chcieliby Polaków tam gościć, a są do tego przygotowani, co zaraz państwu pokażę.

Przestrzenie są tu dosyć duże, drogi niełatwe, tak jak, o czym już tu słyszeliśmy, w innych miejscach. Rumuni niewiele pozyskują środków unijnych, a więc drogi mają takie, jakie mają. Ja kiedyś na Ukrainie nawet żartowałem, jak jechaliśmy takimi wertepami i tam ktoś narzekał na drogi, mówiąc: nie narzekajcie, bo my im takie zostawiliśmy w 1939 r. i one tak do dzisiaj wyglądają. Tu w wielu miejscach jest podobnie.

Proszę państwa, to są właśnie te dni polskie. Gerwazy Longher od pierwszego do ostatniego dnia nas pilotował. To jest prezes stowarzyszenia, które organizuje… Związku Polaków w Rumunii, na szczęście jedynego. Okazuje się, że tam były podchody, żeby podzielić to środowisko. On był posłem, a teraz jego żona jest parlamentarzystką. Polacy, dzięki temu, że nie są podzieleni, mają jedno miejsce w parlamencie. I rzeczywiście wiele zyskują na tym jako mniejszość.

Ta mniejszość – przypomnę tym, którzy może jeszcze nie spotkali się z Polonią rumuńską – dzisiaj według statystyk państwowych liczy ponad 2 tysiące 500 osób, a według Polaków, którzy tam mieszkają, około 5 tysięcy. Na Bukowinie 1 tysiąc 900 osób mieszka, a więc znaczna część tej Polonii jest właśnie na Bukowinie. Zresztą pan Gerwazy też mieszka na Bukowinie, w Nowym Sołońcu.

W naszym imieniu, w imieniu Senatu, kolega przewodniczący wystąpił tego dnia, witając gości. Na sali było bardzo dużo osób. Oni tutaj poprzyjeżdżali z Torunia, z Krakowa, z Gdańska. Ja nawet, o dziwo, spotkałem tam mojego kolegę sprzed 40 lat, z którym chodziłem po górach. I nawet się poznaliśmy. Towarzyszył nam konsul generalny, który przyjechał tam, pokonując ogromny dystans, był obecny od początku do końca, ostatniego dnia się jeszcze spotkaliśmy w Bukareszcie. Do tego jeszcze dojdę.

Proszę państwa, musieliśmy opuścić to zgromadzenie po otwarciu wystawy, bo czekał na nas bardzo obfity program. Przyznaję, że na naszą prośbę pani Kasia nam tak wymodelowała te dni, że my od 8.00 do 23.00 mieliśmy co robić, z kim się spotykać. To nas cieszyło, bo bez tego trzeba by było dwa razy jeździć, a tak za jednym zamachem wszystko… No i pojechaliśmy do pierwszej z tych polskich miejscowości, do Pojana Mikuli, Polany Mikołaja. Tutaj jest piękna szkoła, także wysiłkiem Senatu wzniesiona. Tu jest taka tablica o tym przypominająca, z logo Senatu. Pani dyrektor szkoły nas oprowadziła, pokazała klasy. Mnóstwo polskich książek… Niestety w wielu miejscach zobaczyłem na regałach jeszcze nierozpakowane z folii płyty, pomoce naukowe. Oni mają tego po prostu przerost, bo wszyscy im to przywożą, a kontaktów mają bardzo dużo, szczególnie z Małopolską, z Podkarpaciem. No i każdy chce na swój sposób… Bo my wszyscy patrzymy przez pryzmat Wschodu, o którym do tej pory była mowa, czyli Ukrainy, Białorusi, gdzie ten rynek ciągle jeszcze nie jest nasycony polskością. A oni to mają. Pozyskują ponadto sporo pieniędzy od władz państwowych i, jak powiedzieli, nie brakuje im wiele. To jest ta tablica na zbliżeniu… Pamiętają o senackich i innych darowiznach.

To tak dla przykładu pokazuję, że dzieci nie tylko polskiego się uczą – mają normalne lekcje w języku rumuńskim. A ponieważ społeczność jest wielokulturowa, to na każdym stoliku, jak państwo widzicie, leżą podręczniki i dla ortodoksów, i dla katolików. Dziecko pewnie wybiera ten, który mu w domu podyktują. Obok szkoły jest sklep: magazin mix – sklep spożywczy. Te polskie napisy pojawiają się coraz częściej. Kiedy ja tam 40 lat temu wędrowałem, to w sklepie niczego nie można było kupić, nawet nikt nie rozumiał, o co chodzi.

Odwiedziliśmy jeszcze Dom Polski. Tam na nas już czekano, taka dwójka dzieci… Proszę państwa, było bardzo ciepło. Jak wyjeżdżaliśmy, to w Polsce było 12°C, opady i mgła, a tam było 26–30°C, i to niemal przez cały ten tydzień, tak że spore zaskoczenie dla nas. Dzieci starano się tak poubierać, żeby te stroje trochę przypominały folklor polski. A to są wnętrza tego domu, tu jest 15 miejsc noclegowych, łazienki. Dookoła ładne góry, nie są trudne, nie wymagają wielkiej kondycji, a więc dla Polaków to powinno być zachęcające, gdyby tylko nie tak długa podróż. Samochodem oni jechali 20 godzin z Krakowa, a my lecieliśmy cały dzień z przesiadką w Bukareszcie. Z Bukaresztu jest już blisko samolotem, bo 2 godziny niespełna, ale jak to wszystko się tak ponakłada, a tych lotów nie ma za dużo… Oni mówili, że od przyszłego roku będzie jakiś samolot do Suczawy z Polski, tylko nie wiem skąd.

(Głos z sali: Pewnie z Rzeszowa.)

Z Rzeszowa.

Proszę państwa, oczywiście to wszystko łączyliśmy, każde polskie miejsce… Tu kościół Serca Jezusowego, który odwiedziliśmy. On pochodzi z końca XIX w., był polsko-niemieckim kościołem, stał dokładnie na pograniczu wsi polskiej i niemieckiej. Po wojnie Niemców już nie ma, no więc Polacy głównie z tego kościoła korzystają. To jest jego wnętrze. Skromne, ale czyste… Przypomnienie, że to nie jest ta emigracja niedawna, tylko ona sięga, proszę państwa, XIX w. Te 4 fazy emigracji… Górale czadeccy i inni, jak tak potem zobaczymy, mieszkańcy Bochni, Wieliczki… Tam szukali dla siebie obiecanej. To była Galicja po prostu.

To jest kościół stary, neogotycki, a teraz powstał nowy kościół, świeżo poświęcony, pod wezwaniem św. Jana Pawła II. Niejako na powitanie stoi taka rzeźba; to miejscowy rzeźbiarz polskiego pochodzenia wykonuje. Chcieliśmy się z nim spotkać, ale on podobno jest chimeryczny, jak to artysta, i nie miał czasu tego dnia. Tak wygląda ta nowa świątynia, ona jest trochę podobna do tej starej, ale ma wnętrze już nowocześniejsze. Po lewej stronie na tej półce stoi, proszę państwa, 7 relikwiarzy, takich pacyfikałów, które się daje do całowania. Nagromadzili tego sporo, a z okazji tych dni polskich dostali kolejne. No i jest tablica przygotowana, ona będzie powieszona na zewnątrz kościoła. Miała być zawieszona przed naszą wizytą – tu widać datę – no ale dopiero się pojawi.

To jest stara szkoła polska. Wcześniej państwo widzieliście nową, a to jest stara. Niestety ja to zdjęcie robiłem przez szybę samochodu, bo nie wszędzie mogliśmy się zatrzymać. A na niej taka tablica…

I kolejny dom polski.

(Rozmowy na sali)

No i góry. Jak państwo widzicie, nie są wielkim wyzwaniem.

Kolejne zdjęcia. Gdzie my tutaj już jesteśmy… To już chyba następny dzień. A nie, to jeszcze tego samego dnia, zwiedzamy teren. Byliśmy w Pleszy. To jest właśnie kościół w Pleszy, skromniutki, nieduży, i tablica, która przypomina o Polakach. W środku akurat panie się modliły, a więc nie zwiedzaliśmy w środku; tylko z progu można było spojrzeć. I cmentarz, na którym większość grobów… No bo w Pleszy na dwieście parę mieszkańców 203 osoby to Polacy. Ci, którzy byli, wiedzą… Na grobach są polskie nazwiska, imiona, choć nieraz dziwnie zapisane.

Mieliśmy też okazję pojechania do monastyru w Humorului. To tak na koniec dnia… Nowsza i starsza część tego monastyru; tam była nowsza, tu widzimy starszą. Te monastyry są w skali światowej pewną ciekawostką, są wpisane na listę UNESCO. To ważne zabytki dla Bukowiny, obiekty malowane na zewnątrz, z szeroki okapami dachów. Tu jak w komiksie… Możecie państwo maszerować dookoła kościoła i podziwiać malowidła, postaci ze Starego Testamentu, z Nowego Testamentu itd.

Następnego dnia wracamy do tej „góry humoru”, jak na nią mówiliśmy. Tam taki napis na górze ktoś poukładał z trawy… Tu spotykamy kolejnego gościa, który od teraz będzie nam towarzyszył. My pierwsi przyjechaliśmy, a potem dojechał kardynał Nycz z biskupem Piotrem z Jassy. Cały czas byliśmy potem w tym towarzystwie, a co z tego wynikało, to zaraz pokażemy. Od razu pojechaliśmy do Suczewicy, do monastyru. W tym monastyrze powitano na bardzo serdecznie, kardynała Nycza szczególnie. Cieszył się tam ogromną estymą, chociaż to jest prawosławny monastyr. Oprowadzała nas najstarsza zakonnica, doskonale umiejąca sobie z tym wszystkim radzić. Ksiądz Stanisław, ten na pierwszym planie, w okularach, był tłumaczem. No, przyglądamy się tym wszystkim malowidłom… Pół dnia by trzeba było, żeby opowiedzieć, co na nich jest, ale gdyby trzeba było, to bardzo proszę, ja jestem przygotowany. Tam na zewnątrz, a tak wyglądają w środku… Jak państwo widzicie, można tę wycieczkę zgłębić, omawiając to wszystko. A na tym zdjęciu my odbici w szybie okna, stojąc tyłem do… Mieliśmy okazję – ja po raz pierwszy; myślę, że kolega też – w monastyrze zjeść obiad. No, obiad taki skromny, monastyrski, ale bardzo smaczny. Na koniec wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej. A to jest przełożona klasztoru, która zresztą była na Jasnej Górze, była w Watykanie, w Bazylice św. Piotra. A więc taka, powiedziałbym, bywała kobieta, która nie stroni od rozmów, wizyt, bardzo otwarta na wielokulturowość.

I kolejny monastyr, Putna, otoczony murami obronnymi. No i kolejny przykład malowideł… Już nie będę rozwijał tego tematu.

Potem pojechaliśmy do miejscowości… Boże, zapomniałem, jak się ona nazywa. Wyrzuciłem ten slajd… Tam czarna ceramika… Nie mamy chyba tej nazwy w tej książeczce. No ale to może nie jest najważniejsze. Proszę państwa, idźmy dalej.

Następny dzień, jedziemy do Kaczyki. To jest kolejne piękne polskie miejsce. Przepraszam, wcześniej jeszcze Arbore… To jest właśnie Arbore, kościół w Arbore. To jest poświęcenie ołtarza, proszę państwa. To jest pierwszy punkt w czasie wizyty kardynała Nycza, w którym… Pracy miał dużo. 2-godzinną mszę z przyjemnością odsiedzieliśmy, fotografowaliśmy. Ja tych zdjęć z całego wyjazdu mam ponad 900. Na tym widzimy, jak olejami świętymi jest ołtarz święcony.

I następny dzień, Kaczyka, bazylika Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, bo ten kościół ma tytuł bazyliki mniejszej. Przed kościołem po lewej stronie na postumencie stoi pomnik papieża Jana Pawła II, podarowany zresztą przez zaprzyjaźnioną miejscowość w Polsce. Przypomnę, że w tej bazylice znajduje się kopia obrazu jasnogórskiego z 1810 r., która ze Stanisławowa, jak dobrze pamiętam, została tam przywieziona. Na zewnątrz świątyni jest polski napis. Tutaj Polacy przyjechali… A to jest właśnie… Mieszkańcom gminy Kaczyka podarowały tę rzeźbę papieża powiat rybnicki i gmina. A to jest ta kopia obrazu, którą oni się szczycą. Jak widzicie państwo, spis księży zawiera bardzo wiele polskich nazwisk, szczególnie z tego początkowego okresu, do II wojny światowej.

A to jest stary dom polski, który niestety jest opuszczony. Zbudowano go w okresie międzywojennym i wtedy był jednym z ładniejszych domów polskich w Rumunii.

I wyjazd do Nowego Sołońca, w którym gospodaruje Gerwazy. Podstawiono furmanki, choć nie dla wszystkich… My z kolegą pojechaliśmy wygodniejszym środkiem lokomocji. A powoził taki oto kowboj.

(Wesołość na sali)

(Wypowiedzi w tle nagrania)

Proszę państwa, na tych dożynkach czekały nas naprawdę wielkie atrakcje w postaci m.in. występów dzieci polonijnych. Wzruszające są te obrazki, sytuacje, które przeżywamy, podróżując w takie miejsca. Tu tradycyjne powitanie… Ten w głębi to jest biskup Piotr z Jassy. Każdy kawałek tego chleba uszczknął…

Msza święta, kolejne 2 godziny, a po mszy poszliśmy spacerem w takim ogromnym korowodzie do domu polskiego. Serce od razu bije szybciej, gdy dookoła słyszy się tylko język polski. Na te dożynki zjechała się Polonia z różnych miejsc, nawet z Konstancy, gdzie Polonia jest 2-osobowa. Jedna pani, która się dopisała do Polonii, jest Rumunką, ale bardzo Polskę kocha i się uważa za część Polonii.

(Wypowiedzi w tle nagrania)

No a tutaj, proszę państwa… To chyba było najzabawniejsze – ksiądz się szybko przebrał w strój góralski i nikt go nie poznał. On tak sobie szedł ze wszystkimi, do jakiegoś kolegi bliskiego zagaił „cześć”, a tamten tak patrzy i mówi: „O Jezu, Staszek!”. Nasz kolega też nie poznał…

Proszę państwa, tu widzimy kawałek drogi… Kwaśniewski przyjechał do Nowego Sołońca i tym samochodem prezydenckim bardzo trzęsło. I tak rada w radę postanowiono tę drogę zrobić. Dzięki temu Polska umorzyła część długów, jakie Rumunia w Polsce zaciągnęła. Potraktowano to jako wzór przyjaźni itd.

Obok domu polskiego widzimy wiele straganów. Każdy punkcik na tej mapie polonijnej prezentował swoje dobra, głównie do jedzenia przeznaczone. Tym razem ja w imieniu Senatu wszystkich pozdrowiłem – powiedziałem, że czuję się do tego upoważniony przez panią przewodniczącą. Myślę, że tak było.

(Wesołość na sali)

I kolejny dom polski. My się możemy naprawdę szczycić tym, że te domy na tym terenie, gdzie nie ma bogactwa, są najładniejsze. Wszyscy je podziwiają, można w nich mieszkać, zjeść, jak trzeba itp.

Ostatniego dnia, po tych dożynkach, pojechaliśmy do Moary, niedaleko Suczawy, gdzie zbudowano kościół. Tu było poświęcenie nie tylko ołtarza, ale i całego kościoła. Jak zwykle czekały na nas dzieci, dostaliśmy kolejny bochenek chleba do przegryzienia… Panie trzymają szarfę, a panowie chronią się w cieniu, bo gorąco. I następuje uroczystość. Oczywiście wszędzie towarzyszą nam władze lokalne. Ci panowie z tymi szarfami… Tak jak mer we Francji, tak i tutaj mer nosi szarfę – z kolorami flagi rumuńskiej. Poświęcenie kościoła, poświęcenie ołtarza… To oczywiście była ogromna celebra, kolejne 2 godziny. Tak że jesteśmy z kolegą wymodleni. Obok jest cmentarz, na którym znów zobaczyć można mnóstwo polskich nazwisk. Tak kościół wygląda z daleka – jest bardzo skromny, ale ta Polonia przecież nie jest aż tak bogata.

I kolejny dom polski, tym razem w budowie. To jest w tej wsi. Z ogromną salą widowiskową itd. Proszę państwa, myślę, że to na Rumunów dobrze wpływa, bo zaczynają szanować Polaków i Polskę. Polacy cieszą się tam wielkim autorytetem. A tu jeden z głównych sponsorów – on ma duże przedstawicielstwo, jakąś firmę handlową, magazyny, i bardzo jest szanowany w tej okolicy.

I wracamy do Suczawy, żeby jeszcze przed wieczorem z kardynałem Nyczem wejść do kościoła w Suczawie, kościoła św. Jana Nepomucena, w którym w języku polskim odbywa się msza. Przed kościołem znajduje się pomnik Jana Pawła II, ale ten pomnik będzie zmieniony na taki złocisty. No, zwiedzamy świątynię… Szczegółów nie będę państwu podawał.

Później jesteśmy w domu polskim… To jest niestety przedmiot pewnego sporu, bo do tego domu dobudowano kawałek estrady. Dzisiaj te pomieszczenia są niewykorzystywane, bowiem dom polski to własność Polski, polonijna, a ta scena jest własnością miasta, które tak naprawdę chętnie by się jej pozbyło, tylko nie bardzo wiedzą, jak to prawnie ugryźć. To są takie…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak. A w środku, proszę państwa, biblioteka wypełniona książkami polskimi, do wyboru, do koloru. Na koniec żegnamy się z kardynałem i robimy sobie pamiątkowe zdjęcie.

Proszę państwa, jak już pożegnaliśmy kardynała, wróciliśmy do środka tego domu polskiego i pokazano nam kronikę, która od początku, od czasów zbudowania tego domu towarzyszy Polonii. W niej jest wpis Józefa Hallera, który spędził tam chwilę, tak jak my. O, to jest właśnie… Zobaczcie, 1909 r., a jak pięknie zachowana – ona jest trzymana w skrzyneczce, wycierana chusteczką itp. No to jest coś niebywałego. Ja jako miłośnik archiwaliów patrzyłem na to jak… W środku są zdjęcia z budowy tego domu polskiego. Pokazano nam w Suczawie miejsca, w którym tworzyła się historia. Muszę państwu powiedzieć, że i tamto muzeum, i to tutaj lokowane muzeum historyczne są tak nowoczesne, że żaden obiekt w Rumunii, w żadnym mieście, nie może się z nimi równać. Są wyposażone w najnowsze zdobycze techniki.

Ostatniego dnia rano wylądowaliśmy – wylot był o 5.00 – w Bukareszcie. Powitano nas w ambasadzie, dano nam lekkie śniadanie, samochód i mogliśmy jeszcze odwiedzić kościół katolicki w Bukareszcie. Młodzież miała początek roku szkolnego, stąd tak dużo tutaj młodzieży. Tutaj też odbyła się msza w języku polskim. Proszę państwa, może nie będę pokazywał zdjęć z Bukaresztu. Objechaliśmy Bukareszt, wszędzie te ślady polskości fotografowałem, a jest ich tam dużo. Sekretarka ambasadora pokazała nam Bukareszt bardzo umiejętnie, dozując wrażenia. To jest ten pomnik w miejscu pacyfikacji ludzi protestujących przeciwko „słońcu Karpat”. No i kilka cerkwi zaliczyliśmy. A to jest drugi, po Pentagonie, największy budynek administracyjny na świecie – pałac „słońca Karpat”, pod ziemią ma drugie tyle pięter. Ale nas bardziej takie zabytki interesowały…

Proszę państwa, dosłownie jedno zdanie na koniec. Konsul generalny zapytał mnie, czy nie pomógłbym w zdobyciu jakichś niewielkich środków – tam siła robocza jest dosyć tania – na… To są polskie groby, groby tych, którzy w 1939 r. musieli opuścić kraj i zatrzymali się w Rumunii. Wśród nich jest m.in. poseł na Sejm. Ja napisałem oficjalne pismo, jestem po rozmowie z marszałkiem Sejmu i prawdopodobnie te środki się znajdą. A jeśli nie… Ja zaproponowałem, żeby może za pośrednictwem jakiejś polonijnej organizacji do nas wystąpili. Jak się okazuje, na to naprawdę nie trzeba wielkich pieniędzy, bo te groby nie są zniszczone aż tak bardzo. Konsul boi się tego, że po następnej zimie oni mogą wpaść na pomysł, żeby wszystkie groby do jednego sprowadzić – tych grobów jest chyba 16 – a wtedy one znikną z pamięci. No niestety, cmentarze się kurczą, a te groby nie są odwiedzane bardzo często. Dziękuje.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Dziękuję bardzo.

(Rozmowy na sali)

Tak?

Senator Barbara Borys-Damięcka:

Przepraszam bardzo, ja muszę wyjść, a mam króciutki apel do wszystkich państwa. Bardzo mi na tym zależy… Mam wielką prośbę. Co 3 lata organizujemy zbiórkę książek dla bibliotek, które powstały w Europie Wschodniej i Zachodniej dzięki współpracy z Senatem, z naszą komisją itd. To polega na tym, że robimy po prostu zbiórkę tych woluminów. Gdyby każdy z państwa mógł przynieść jedną przeczytaną przez siebie książkę, której nie musi mieć w bibliotece… To może być beletrystyka, książka podróżnicza, biograficzna itd. Jest, że tak powiem, nowy rzut Polonii w tych krajach – chodzi o tę młodszą Polonię – i biblioteki proszą o pomoc w odmłodzeniu zbiorów, o książki, które nagrody w Polsce dostają itd. Ja proszę o jedną książkę od każdego z państwa…

(Senator Jan Maria Jackowski: A można więcej?)

…o to, żeby do naszej komisji przynieść jedną książkę…

(Rozmowy na sali)

Pani Przewodnicząca, jest taka firma, która podjęła się 3 lata temu i jeszcze wcześniej rozwożenia tych książek. Oni jeżdżą po Europie z turystami, a nie zawsze mają pełen bagaż i mogą… My im podajemy adresy, gdzie to trzeba zawieźć, i oni to dowożą – dzięki temu nas to nic nie kosztuje. Nie zawsze wszystkie książki trzymamy u siebie w bibliotece… Ja już poprosiłam o to we wszystkich innych komisjach senackich. Jest nas dzisiaj nie za dużo, ale bardzo państwa to proszę – o jedną książkę, nie więcej.

(Rozmowy na sali)

(Senator Jan Maria Jackowski: Ale czy więcej można przynieść?)

Można.

(Senator Jan Maria Jackowski: Bo ja bym chętnie…)

Tylko że, ja od razu mówię, mieliśmy takie przypadki, że strasznie zniszczone książki niektórzy senatorzy przynosili. Wstyd wysyłać takie książki wytłuszczone itd. To nie, bo to wstyd.

(Senator Jan Maria Jackowski: Nie, nie, oczywiście.)

Dobrze? Bardzo o to proszę, bo jest okazja… Ta firma znowu chce się podjąć rozwiezienia tych książek. Oni by to zrobili na początku grudnia, tak żeby to byłby od Senatu mikołajkowy prezent. Panie zorganizują 2 czy 3 pudła na to. Sukcesywnie będą zabierane te książki, tak że nie zrobimy tutaj magazynu… Ja nie liczę na to, że sterta będzie pod sufit.

(Głos z sali: Dobrze.)

Dziękuję bardzo.

(Wypowiedzi w tle nagrania)

Senator Ryszard Bonisławski:

Ja tylko słowo… Jak pytaliśmy ich, jakie mają problemy, w czym możemy pomóc, to oni tak nie bardzo wiedzieli, co mają odpowiedzieć. Zauważyłem, że gdybyśmy im wozili… Ja już tu kiedyś apelowałem, żeby pamiątki typu niewielka kopia obraz jasnogórskiego albo wizerunek naszego orła, bo niektórzy tego nie mają…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

To jest dla nich takim… Słuchajcie, jak w tym kościele dostali kopię obrazu jasnogórskiego, to wszyscy się fotografowali przy tej kopii. My już wyszliśmy, ja na chwilę wróciłem – myślałem, że nikogo już nie ma – a tam ludzie w kolejce stali i sobie robili zdjęcia. To dla tej Polonii ma wielkie znaczenie patriotyczne.

(Wypowiedzi w tle nagrania)

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Prosimy bardzo.

Senator Maciej Łuczak:

Ja chciałbym z tego miejsca bardzo serdecznie podziękować panu Gerwazemu, który nami się zajął. Proszę mi wierzyć, że byliśmy otoczeni wspaniałą opieka, mieliśmy możliwość porozmawiania z Polonią. Tak jak tutaj mój kolega powiedział wcześniej, pytaliśmy… Ja też pytałem: czego państwo potrzebujecie? Proszę mi wierzyć, że oni, ci starsi, chcą jednego – przyjechać do Polski i zobaczyć Częstochowę, zobaczyć Kraków, zobaczyć Warszawę. To jest dla nich cel podstawowy…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak, dokładnie.

Tak że, jak mówię, byliśmy otoczeni wspaniałymi ludźmi. Patrząc na działania pana Gerwazego i jego małżonki…

(Głos z sali: Najważniejsze, że Polonia nie dała się podzielić.)

Tak, nie dali się podzielić. To jest coś wspaniałego. Dziękuję.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Dziękuję bardzo.

Punkt 7. porządku obrad: sprawozdanie senatora Andrzeja Pająka z udziału w uroczystości konsekracji kościoła Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Dowbyszu na Ukrainie oraz z udziału w 70. Międzynarodowych Spotkaniach Folklorystycznych „Gorolski Święto” w Jabłonkowie w Republice Czeskiej

Teraz sprawozdanie senatora Andrzeja Pająka z udziału w uroczystości konsekracji kościoła Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Dowbyszu na Ukrainie oraz z udziału w 70. Międzynarodowych Spotkaniach Folklorystycznych „Gorolski Święto” w Jabłonkowie w Republice Czeskiej. To jest wielkie święto, o czym opowie nam kolega.

Proszę.

Senator Andrzej Pająk:

Krótko, ale opowiem. Proszę państwa, w pierwszej kolejności parę zdań na temat wizyty, na temat obecności na uroczystości konsekracji kościoła Matki Bożej w Dowbyszu na Ukrainie. Mieliśmy na to spotkanie jechać razem z panią przewodniczącą, ale tak się złożyło, że… No szkoda, może będzie okazja, żeby pani odwiedziła to sanktuarium, które zostało konsekrowane. Zanim znalazłem się w Dowbyszu, wieczorem dotarłem do Żytomierza i tam byłem na spotkaniu w Domu Polskim w Żytomierzu. Muszę powiedzieć, że bardzo ciepło, bardzo serdecznie zostałem przyjęty. Pragnę podkreślić, że wiele osób… Wielu się tam wypowiadało – chyba 6 albo 7 osób zabierało głos – i każdy bardzo dziękował Senatowi, podkreślał rolę opieki Senatu nad Polonią i podkreślał znaczenie faktu, iż to finansowanie wróciło z ministerstwa do Senatu. Tak jak mówię, wiele było wypowiedzi. Mało było pretensji, chociaż takie niewielkie pretensje były, np. dotyczące problemu z dodzwonieniem się i umówieniem na spotkanie w konsulacie. Takie głosy powtarzano tam. Była ze mną pani konsul Filipkowska, która przyjęła te uwagi. To były jedne z bardzo niewielu uwag. Uczestnicy bardzo pozytywnie… i apelowali, że tak powiem, o następne pieniądze, z następnego rozdania.

Udało mi się w tym dniu, choć już było bardzo późno, dotrzeć na spotkanie na zaproszenie pani prezes Wiktorii Laskowskiej-Szczur, która dowodzi Żytomierskim Obwodowym Związkiem Polaków na Ukrainie. Bardzo szybko to zorganizowała, niemalże na poczekaniu, bo w programie tego spotkanie nie było. Jak jeżdżę w takie miejsca, to zawsze staram się rozmawiać ze wszystkimi przedstawicielami Polaków, absolutnie w wchodząc w te różne niuanse, które powodują, że oni w wielkiej symbiozie ze sobą nie żyją, czyli nie działają wspólnie. Muszę powiedzieć, że tam czekało na mnie bardzo serdeczne przyjęcie. Tam była grupa Polaków, młodzieży, która nam bardzo ładnie zaśpiewała. W kontekście tych spotkań… Troszeczkę smutne jest to, że ta Polonia, ci Polacy, te grupy czy te organizacje są niestety podzielone troszeczkę, nie współpracują należycie. To nie jest, że tak powiem, dobry przekaz.

Na drugi dzień pojechaliśmy do Dowbysza. Tu ciekawostka. To miasteczko w 1926 r. zostało przemianowane na Marchlewsk, a ten obwód to była tzw. Marchlewszczyzna. Wielkie nadzieje Stalina były takie, że przy pomocy Polaków będzie mógł ideę socjalizmu przetwarzać, wprowadzać w życie. To się nie udało. A później, jak pamiętamy, w 1936 r., 1937 r., kiedy był ten masowy mord dokonywany na Polakach, mieszkańców tych terenów dopadł…

Jeśli chodzi o uroczystości związane z konsekracją Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej, to była to bardzo piękna uroczystość. Chyba połowa episkopatu Ukrainy była na tej uroczystości, m.in. metropolita lwowski, biskup Mieczysław Mokrzycki…

(Głos z sali: Tak.)

Przed rozpoczęciem mszy świętej został odczytany list od prezydenta, a dokonała tego pani konsul; tak to ustalili. Po mszy było spotkanie, taki uroczysty obiad dla wszystkich zaproszonych gości, i tam miałem możliwość przekazania takiego osobistego daru w imieniu pani senator, pani przewodniczącej Sagatowskiej, daru w postaci takiego kielicha. To był nasz dar z okazji tej konsekracji, materialna pamiątka tej uroczystości od nas, dar dla tego sanktuarium, który jako senatorowie w imieniu Senatu złożyliśmy. No, ja złożyłem, bo pani wtedy nie było.

A jeszcze przed wyjazdem do Dowbysza zapaliliśmy znicze przed tablicą upamiętniającą prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Żytomierzu. Tam jest taka tablica i pod tą tablicą zapaliliśmy znicze.

Udało mi się późnym wieczorem odwiedzić parafię w Żytomierzu, gdzie zawiaduje ksiądz Jarosław Olszewski. On tam buduje piękny kościół. Z tego, co mi przekazał, wynika, że jego parafia roztacza się na terenie, który zamieszkuje blisko 24 tysiące osób – oczywiście nie wszyscy są jego parafianami, ale taką populację ten teren obejmuje – z czego około 10 tysięcy osób to są Polacy czy osoby mające korzenie polskie. Na marginesie dodam, że uzgodniliśmy z księdzem, iż przyjedzie do nas i będzie prowadził rekolekcje w Zawoi i może w sąsiedniej parafii, jeśli się uda. I taki dar parafialny na budowę tego kościoła… Na ile będę mógł, zachęcę naszych parafian, żeby, jak to górale mówią, nie dawali dużo, bo szkoda, i nie dawali mało, bo wstyd… Chodzi o ofiarę na budowę tego wspaniałego nowego kościoła. W listopadzie ma do nas przyjechać ten ksiądz Olszewski.

I to by było tyle, jeżeli chodzi… A, jeszcze ostatnie spotkanie. Przed wyjazdem, w niedzielę, uczestniczyłem w mszy świętej w katedrze św. Zofii i tam było takie krótkie spotkanie z paroma Polakami. I ciekawostka: spotkałem siostrę zakonną z Chrzanowa, z mojego okręgu wyborczego, która tam pracuje. Takie spotkania zawsze są… Myślę, że dla wielu z nas, jak spotykamy ludzi mieszkających czy pochodzących z naszych miejscowości czy z okolic… To tyle na temat wizyty w Dowbyszu na Ukrainie.

Jeszcze pragnę powiedzieć, co zresztą często podkreślam, że z wielkim szacunkiem odnoszę się do Polaków poza granicami, zwłaszcza tych na tym terenie, gdzie była ta Marchlewszczyzna. Te masowe wywózki, bo stamtąd sporo do Kazachstanu… To był ten, można powiedzieć, pierwszy holokaust Polaków: tylko za to, że byli Polakami – pamiętamy uchwałę, jaką przyjęliśmy – wymordowano metodą, można powiedzieć, katyńską 111 tysięcy 91 osób. To 5 razy więcej niż było tych ofiar, które są uznawane za ofiary zbrodni katyńskiej. Tam 22 tysiące, a tutaj ponad 111 tysięcy… Już nie mówię o tych, którzy zostali uwięzieni i wywiezieni.

Działalność tego domu polskiego… Może wymienię tutaj nazwisko szefowej Domu Polskiego w Żytomierzu – pani Irena Peszko, bardzo sympatyczna osoba. Na spotkanie, na którym byłem, zaprosiła przedstawicieli wielu organizacji. Widać, że chcą stworzyć klimat, natomiast ten podział – z jednej strony ten dom polski, a z drugiej związek i prężnie działająca pani Wiktoria Laskowska-Szczur… Myślę, że kiedyś uda się zrobić tak, żeby to było jednorodne działanie, wspólne działanie całej Polonii, wszystkich tych Polaków. Czy to szybko nastąpi, czy nie, trudno powiedzieć. Na dzisiaj jest taka sytuacja, jaka jest.

I jeszcze krótka informacja na temat obecności w Jabłonkowie na spotkaniu w ramach „Gorolski Święto”. To było już siedemdziesiąte spotkanie tych Polaków, którzy tam są, pielęgnują folklor i wszystko to, co stanowi o ich tożsamości. Przekazałem pozdrowienia i życzenia od pani przewodniczącej Sagatowskiej i od całego Senatu. No, nie było możliwości, żeby wiele mówić, bo była fatalna pogoda, niesamowity deszcz, lało bardzo. Proszę państwa, muszę powiedzieć, że jeszcze czegoś takiego nie widziałem… Tylu ludzi, a była msza święta w kościele… Nie wiem, czy dobrze tu widać, może troszeczkę pod kątem… Jest to nabożeństwo ekumeniczne, typowa msza święta, ale kazanie było wygłoszone przez jednego z pastorów Kościoła luterańskiego. I potem przemarsz, ten korowód. No ilu ludzi tam było, stało w tej niepogodzie, to naprawdę… Po prostu, że tak powiem, szpaler ludzi od kościoła do tego miejsca, w którym odbywały się uroczystości. Festyn, niesamowicie dużo różnego rodzaju stoisk, występy m.in. zespołu Śląsk, który był na tym jubileuszu… No ogromny podziw mam dla tych Polaków w Jabłonkowie, na Zaolziu, za to, że kontynuują polskie tradycje i robią wszystko, żeby tę polskość zachować.

I na końcu… Do komisji ma wpłynąć… Pan Jan Ryłko, który jest prezesem Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego w Jabłonkowie, zaproponował, żeby z okazji siedemdziesięciolecia działalności i siedemdziesięciolecia tych spotkań „Gorolski Święto” wystawę w Senacie zrobić. Ja mu odpowiedziałem – o tym już rozmawiałem z panią przewodniczącą – żeby na piśmie taką prośbę skierował, przekazał do nas. Myślę, że taka idea…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak. Jak mówię, powiedziałem, żeby wystąpił z propozycją, opisał, co chce pokazać, jak to ma wyglądać itp. To tyle w temacie tych 2 wyjazdów. Dziękuję bardzo.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

To może teraz dyskusja albo… Bo może są jakieś zapytania do kogoś. Są? Nie, nie widzę chętnych.

Punkt 8. porządku obrad: sprawy różne

To kolejny punkt posiedzenia: sprawy różne.

Proszę, pan profesor, senator Żaryn.

Senator Jan Żaryn:

Skoro wszyscy opowiadają o tym, że gdzieś byli, to i ja chciałbym powiedzieć – postaram się króciutko – gdzie ja byłem. Byłem we wrześniu w 2 miejscach, najpierw w Wilnie i Solecznikach, a następnie w Londynie, w Cambridge i Reading. Dosłownie po dwa zdania o każdym z tych pobytów.

Jeśli chodzi o Londyn, Cambridge i Reading, to byłem tam w dniach 22–23 września na zaproszenie przede wszystkim Koła Myśli Niezależnej. To jest taka struktura klubowa prowadzona w Londynie przez pana Sławomira Wróbla, jednego z obecnie bardziej aktywnych działaczy polonijnych na terenie Londynu. Na tyle jest to osoba dla nas, powiedziałbym, poznawczo istotna, że należy do młodego pokolenia i w związku z tym weszła w relacje z różnymi środowiskami polskimi z podobnego pokolenia, 30-latków mniej więcej. I w Cambridge, i w Reading, w tych 2 miejscowościach, miałem spotkania z pokoleniem ludzi zdecydowanie młodych, którzy zorganizowali to spotkanie ze mną. I tu pierwsza refleksja, taki znak rozpoznawczy, który dla mnie był czymś nowym, bo na ogół… Wcześniej, jak bywałem np. w POSK, to zwykle na zaproszenie pani Dobrosławy Platt, czyli dyrektor biblioteki, czy na zaproszenie innej szacownej instytucji. To zawsze były raczej instytucje historyczne, których działalność wiązała się z długim trwaniem tamtejszej Polonii. A teraz po raz pierwszy albo drugi zostałem tam zaproszony przez młode pokolenie.

I druga rzecz, dotycząca Reading, tej konkretnej miejscowości, która mnie wydaje się bardzo ciekawa poznawczo. Po raz kolejny okazuje się, że tam, gdzie polski kapłan jest bardzo aktywny, bardzo dobrze, że tak powiem, pracujący jako duszpasterz z młodym pokoleniem, tam… Ten związek przyczynowo-skutkowy: dobry kapłan – dużo młodych ludzi przychodzących do kościoła, bo i rodziny z dziećmi, pełen kościół, bardzo dobra, sympatyczna atmosfera… Natychmiastowy skutek tego jest taki, że znajdują nieodległy od kościoła pawilon, w którym organizują spotkania dla Polonii. Ja tam, że tak powiem, robiłem za taki papierek lakmusowy – oni niejako sprawdzali, czy uda się zebrać Polaków z okolic, czy przyjdą, bo to było pierwsze takie spotkanie przez nich zorganizowane. Tenże kapłan to bardzo ciekawa postać, wciągający niejako w taką orbitę działania te młode rodziny z dziećmi. Jest kawiarnia, restauracja… No, różne, że tak powiem, tego typu pomysły. To jest bardzo sympatyczne i przyjemne, ponieważ widać, przynajmniej na tym jednym przykładzie, że istnieją polskie środowiska, które nie tylko są beneficjentami starych pokoleń emigracji, nie tylko sami potrafią zająć się pracą bieżącą i tym, co ich tam przywiodło… Krótko mówiąc, widać, że wyższa kultura jest im tam potrzebna, a nie tylko praca od rana do wieczora, przez co brakuje możliwości jakiegoś wspólnotowego polskiego życia. Moim zdaniem to jest bardzo dobra wiadomość.

W Wilnie byłem 2 dni na zaproszenie instytutu kulturalnego, Instytutu Polskiego. Ten młody człowiek, który w tej chwili tam zarządza, wygląda na szalenie aktywnego, bardzo dobrze zorganizowanego młodego człowieka. Ma dużo energii, w związku z czym spotkania zorganizowane przez niego miały swoją dynamikę. Byłem zaproszony także przez szkoły polskie i tam przebywałem przez ileś godzin, byłem oczywiście także w redakcji „Kuriera Wileńskiego”. Notabene te maszyny, które tam zobaczyłem… No naprawdę, jakbym się znalazł w 1982 r. w podziemiu „Solidarności” – taki mniej więcej poziom ich technicznego wyglądu. To świadczy o tym, że „Kurier Wileński”, jeżeli będzie trwał w tej technologii, może nie wytrzymać konkurencji z mediami XXI w. Ale oczywiście to było bardzo ciekawe spotkanie. Wspaniali Polacy, którzy tam mieszkają i którzy bardzo dużo dobrego robią… I spotkanie w Wilnie, spotkanie polsko-litewskie, taka dyskusja z jednym z profesorów litewskich na temat naszej kondycji historycznej i relacji polsko-litewskich.

I tutaj jedna uwaga. Nie wiem, jak to powiedzieć w skrócie, ale naprawdę się postaram, Pani Przewodnicząca. Otóż wydaje się, że wśród Litwinów zaczyna dochodzić do niesamowicie ważnego przeobrażenia mentalnościowego, dla nas bardzo ważnego. Nie wiem, czy to jest wywołane strachem przed Rosją, czy, że tak powiem, samowzrastaniem bez czynnika zewnętrznego – to jest kwestia do dyskusji, co jest punktem zwrotnym, czym to jest spowodowane. Jest bardzo pozytywny klimat wśród Litwinów, inteligencji litewskiej, w kontekście zmiany narracji dotyczącej historii relacji polsko-litewskich. Nikt już nie śmiał mi powiedzieć, że Armia Krajowa to bandyci, a ja wcześniej dostawałem takie listy, np. do Instytutu Pamięci Narodowej, od strony litewskiej, instytucji litewskich. W tej chwili jest tam bardzo duży szacunek do Armii Krajowej okręgu wileńsko-nowogródzkiego, jest olbrzymi szacunek do takich postaci jak Władysław Jagiełło, który już nie jest konfrontowany z Witoldem jako tym jedynym dobrym, bo drugi zdrajca… To są kwestie, które może dla nas są niezauważalne w takim bieżącym naszym życiu i w kontaktach polsko-litewskich, natomiast trzeba powiedzieć, że zdecydowanie widać olbrzymią przemianę intelektualną, mentalnościową wśród elity litewskiej, która już nie mówi, że Żeligowski napadł na Wileńszczyznę i zajął to terytorium. Proszę przypomnieć sobie, jak jeszcze 10 lat temu zupełnie inna była narracja na ten temat. Wydaje się, że tak jak na Ukrainie, gdzie, jak się okazuje, jesteśmy atrakcyjni jako partner, gdzie polskość jest atrakcyjna… Wydaje się, że zaczyna się podobny etap na terenie państwa litewskiego – przestajemy być postrzegani jako agresor, który zagraża instytucji państwowej, Litwie, tylko stajemy się atrakcyjnym partnerem. Warto to wykorzystać m.in. w takim dziele, jakim jest próba szerszego wejścia kultury polskiej na teren dzisiejszej Litwy. Oni mają kontrofensywę kulturową, a tą kontrofensywą jest Rosja. Telewizja na bieżąco dająca świetne programy na bardzo wysokim poziomie, język rosyjski, który panuje w gruncie rzeczy wśród młodzieży na terenie np. Wilna, bo i Litwini, i Polacy rozmawiają po rosyjsku… Oni wychodzą z tej kultury, z popkultury rosyjskojęzycznej i staje się to atrakcją. Oni czekają na nas, żebyśmy im dali tę kulturę polską. Jest to klimat ciekawy, ważny. W rozmowach z Telewizją Polonia, z MSZ, o tym wszystkim warto w tej chwili rozmawiać. Dziękuję.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Dziękuję bardzo. Dziękuję panu profesorowi za tę wielką pracę, którą wykonuje, jeżdżąc jako ceniony wykładowca historii, szczególnie tej nowożytnej, czyli ostatnich wydarzeń, tych patriotycznych… Nie mówiąc już o historii Kościoła, bo i w naszej telewizji, i wszędzie… Te dokonania pana profesora, pana senatora są znane. Dziękujemy bardzo, bo to jest wielka praca – my sobie z tego zdajemy sprawę i nisko się kłaniamy. Ja nieraz proszę, żeby gdzieś pojechać, ale profesor mówi, że ma tych zaproszeń… Jesteśmy dumni. Tak, można powiedzieć, że my jesteśmy dumni. Profesorów historyków w naszym gronie jest mało. Cieszymy się, że mamy takiego profesora w komisji i że komisja może… Nie chcę tu użyć słowa „wykorzystywać”, bo, broń Boże, nie o to chodzi. Nasza komisja po prostu jest dumna z tego, że pan szerzy tę wiedzę wśród Polonii, wiedzę o wzajemnych relacjach.

A jeżeli już o tym mowa, Panie Senatorze, to może w dwóch zdaniach… Mówię tu do przewodniczącego Warzochy. Bo to, co pan powiedział, Panie Profesorze, w pewnym sensie łączy się z sytuacją na Wyspach. Myśmy 2 tygodnie temu byli na obchodach piątej rocznicy powstania Polskiej Macierzy Szkolnej w Irlandii.

(Senator Artur Warzocha: Mamy zdjęcia.)

To, co pan powiedział, Panie Profesorze… Zresztą w wielu miejscach ja to obserwuję, szczególnie na Zachodzie, ale chyba już wszędzie. W Irlandii też to było widać, jak ci młodzi, którzy wyjechali za czymś, teraz po prostu… 5 lat temu zorganizowali macierz, czyli to jest młoda macierz szkolna. Czuli taką potrzebę… To są młodzi ludzie, którzy prowadzą tam swoje dzieci, pokazują polską kulturę, uczą języka. To odbywa się w pewnej symbiozie. Oni są, można powiedzieć, piewcami polskości i znaczenia narodu polskiego. Zresztą sam konsul i inni… O, na tym zdjęciu po prawej stronie stoi biznesmen, który wspiera tę macierz, uczestniczy w klubach biznesu itp. Minister Zalewska też była na tym spotkaniu. No, cudowne działanie młodych w szkołach, robią wspaniałe rzeczy.

(Senator Artur Warzocha: 6 tysięcy dzieci jest objęte nauką, nauczaniem języka polskiego.)

Tak, 6 tysięcy dzieci w Irlandii, właśnie dzięki macierzy.

A to jest spotkanie w ambasadzie. No, człowiek jest dumny, że są takie działania. Nie samym chlebem człowiek żyje. Tu widać… Pan ambasador jest po lewej stronie.

(Senator Artur Warzocha: Pięć świeczek z okazji pięciu lat…)

Tak, tak. No, nie samym chlebem człowiek żyje. Jaki to jest wysiłek tych rodziców na Zachodzie, żeby…Te dzieci chodzą do irlandzkich szkół, a w soboty czy inne dni rodzice wożą je do różnych miejsc, gdzie są te zajęcia. Jednocześnie są tak cenieni… Pan ambasador mówił, że Irlandczycy bardzo cenią Polaków i są dumni, że oni są na Wyspach i ich ubogacają, właśnie poprzez takie piękne zachowanie, kulturę. To już nie jest tak, jak to kiedyś próbowali, nie wiem, ośmieszać w jakiś sposób Polaków, w pierwszej fazie emigracji po akcesji do Unii. Proszę zobaczyć, to są młodzi działacze – użyję takiego słowa „działacze”, chociaż go nie lubię – tej macierzy. Jedna z tych pań przedszkole założyła. Zresztą pisała… Ja chcę jakoś pomóc, będziemy to rozważać. Muszę jej powiedzieć, żeby może złożyła wniosek. To są setki osób, setki dzieci w przedszkolach. Tak wyglądała ta nasza wizyta. Podpisałam się przy okazji…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Proszę bardzo.

Senator Artur Warzocha:

Pan senator Żaryn to może potwierdzi, bo… W Wielkiej Brytanii jest podobna sytuacja, jeżeli chodzi o tę grupę emigracji polskiej, tej tzw. ekonomicznej – z ostatnich kilkunastu lat. Tam w tej chwili to pokolenie dorasta, to są dorośli ludzie. Oni są na studiach albo kończą studia. Oni praktycznie tam wyrośli, bo jako kilkuletnie dzieci tam przyjechali i przeszli cały cykl edukacyjny bądź właśnie go kończą. Zaczyna się problem z językiem polskim, kiedy… Jak nam mówiły te panie, któregoś dnia rodzice z przerażeniem przekonali się, że ich dzieci zaczynają mieć coraz słabszy kontakt z dziadkami, którzy są w Polsce – dziadkowie są stosunkowo młodymi ludźmi, w wieku, powiedzmy, 50+, 60+ – że nie mogą się porozumiewać z nimi po polsku. I stąd potrzeba błyskawicznej reakcji i organizowania edukacji…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: I się zorganizowali.)

…w języku polskim. Powiem tak. W mowie tych dzieci rzeczywiście słychać obcy akcent – angielszczyzna mocne piętno odciska, jeżeli się cały czas w anglojęzycznym środowisku przebywa – a więc trzeba się wspomagać dodatkowym nauczaniem. Organizowane są również wyjazdy do Polski. Dzieci, które na początku mają taki dość sceptyczny stosunek do tego…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

…nagle się przekonują, że… One są na jakimś obozie w Pułtusku czy w Olsztynie i przez 3 tygodnie spotykają się ze swoimi rodakami i porozumiewają się z nimi po polsku. Rozmawiają z obywatelami Ukrainy, Białorusi, Litwy, Polski oczywiście – to wszystko są Polacy. I nagle do nich dociera, że… Kiedyś Wielka Brytania, Anglia wyeksportowała na drugą półkulę… i stworzyła tam, nie chcę powiedzieć, że kolonię, ale taką jakby drugą ojczyznę, która się dzisiaj posługuje językiem angielskim. W przypadku Polski mamy do czynienia praktycznie z tym samym zjawiskiem, bo na olbrzymim obszarze europejskim, ale nie tylko europejskim, bo mam na myśli także Kazachstan, azjatycką część Rosji i byłe republiki, są Polacy, którzy tę swoją obecność tam bardzo mocno akcentują. Tak że to jest taki dodatkowy etap świadomego budowania tożsamości narodowej. Polacy, którzy przyjechali do Wielkiej Brytanii i zaczynali praktycznie od zera, od najcięższej pracy itd., mają swoją historię – jest to naród ponad 1050-letni – mają z czego być dumni i zaczynają po prostu wracać do tej polskości, którą wcześniej, ze względu na trudne warunki, traktowali na dystans.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Dziękuję bardzo.

Ja jeszcze, skoro wszyscy tu jesteśmy, a nam się to przyda, bo będą pytania…

(Brak nagrania)

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

….Dla tych, którzy nas słuchają.

Dyrektor Biura Polonijnego w Kancelarii Senatu Grzegorz Seroczyński:

Dziękuję, Pani Przewodnicząca.

Szanowni Państwo, w ubiegłym tygodniu szef Kancelarii Senatu ogłosił nabór ofert na realizację zadań publicznych w zakresie opieki nad Polonią i Polakami za granicą. Ta procedura, o której pani senator mówiła i która będzie obowiązywała na przyszły rok, różni się od obecnej zasadniczo w 3 kwestiach. Po pierwsze, wnioski o zlecenie realizacji zadań publicznych należy składać wyłącznie elektronicznie za pośrednictwem generatora ofert, do którego jest dostęp poprzez stronę internetową Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, w zakładce „Opieka Senatu nad Polonią”. I to jest podstawowa różnica.

Po drugie – to jest dobra wiadomość – w projekcie ustawy budżetowej została uwzględniona kwota 100 milionów zł na stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę.

I po trzecie…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

25 milionów więcej, ponad 30% więcej.

I trzecia kwestia, harmonogram składania ofert na poszczególne kierunki określone w uchwale prezydium Senatu dotyczącej kierunków wspierania środowisk polskich za granicą. Wnioski można składać od 16 października, czyli od poniedziałku. One powinny wpływać, że tak powiem, w poszczególnych turach do 30 listopada br. Chcielibyśmy, aby w pierwszej kolejności do Senatu wpłynęły wnioski dotyczące mediów polonijnych, pomocy charytatywnej i socjalnej – terminem granicznym jest tu dzień 6 listopada. Następnie, w przypadku kierunku „Wzmacnianie pozycji środowisk polskich i polonijnych w krajach zamieszkania”, terminem granicznym jest 13 listopada, zaś w przypadku ofert z kierunku pierwszego, czyli kierunku „Edukacja oraz infrastruktura polonijna” – 20 listopada. Najdłużej będziemy oczekiwali na wnioski w kierunku drugim, czyli kierunku „Kultura i promocja Polski oraz ochrona polskiego dziedzictwa kulturowego i historycznego”, to znaczy do 30 listopada. Ten kierunek został ustalony jako ostatni ze względu na podejmowane w przyszłym roku działania mające na celu upamiętnienie setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Szacujemy, że w ramach tego kierunku będzie najwięcej wniosków, tych dotyczących upamiętnienia tej rocznicy.

Przy okazji gorąca prośba do państwa senatorów, żeby wskazać organizacjom polonijnym, z którymi będą się państwo kontaktowali, że na stronie internetowej Senatu, w tej zakładce „Opieka Senatu nad Polonią”, będzie prowadzone takie kalendarium wydarzeń związanych z upamiętnieniem setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości w środowiskach polonijnych. Chcielibyśmy, żeby w tym kalendarium znalazły się wszystkie, możliwie wszystkie uroczystości, jakie będą organizowane przez środowiska polonijne. Dziękuję.

(Brak nagrania)

(Koniec posiedzenia o godzinie 15 minut 29)